Quantcast
Channel: Anwen - blog nie tylko o włosach
Viewing all 920 articles
Browse latest View live

Negatywne skutki stosowania wcierek - II część podsumowania Akcji 'Mania wcierania'

$
0
0

O tym jak pozytywnie mogą wpływać na nasze włosy poszczególne wcierki pisałam Wam w podsumowaniu naszej akcji 'Mania Wcierania' TUTAJ. Obiecałam Wam wtedy drugą część, w której uwzględnię te negatywne skutki i dziś w końcu udało mi się opracować wyniki ankiety pod tym właśnie kątem :)

W tabeli poniżej uwzględniłam wszystkie wcierki, na które podczas akcji zdecydowało się przynajmniej 5 osób. Oczywiście zwracam Wam uwagę by nie porównywać wyników 'wprost', a brać pod uwagę również  liczbę osób. Im jest ich więcej tym wynik jest bardziej wiarygodny i większe prawdopodobieństwo, że podobny uzyskamy i my. Stąd też dwa kolory w tabeli: zielony uwzględnia najwyższy wynik w grupie 20+ (czyli tych wcierek, które były stosowane przez co najmniej 20 osób), a niebieski wśród wszystkich.


Jak widzicie powyżej najsłabiej wypadły: Kuracja Joanna Rzepa oraz Seboradin. Przy tej pierwszej z dużym prawdopodobieństwem możemy się spodziewać podrażnionej i przesuszonej skóry głowy. I nic w tym dziwnego, bo ten preparat jest stworzony na bazie alkoholu, na który tak właśnie reaguje wiele osób. Jeśli jednak zdecydujecie się ją stosować (u wielu osób ona się naprawdę dobrze sprawdza) to pamiętajcie jedynie by nie robić tego dłużej niż przez 3 tygodnie i w tym czasie dbać o dobre nawilżenie skóry głowy (stosując delikatne szampony i np. żel lniany czy aloesowy).

O Seboradinie tak naprawdę ciężko coś powiedzieć, bo stosowało ją jedynie 6 osób. To jednak trochę za mało by wyniki traktować poważnie. Są one jedynie poglądowe.

Na uwagę za to zasługują dwie kwestie: po pierwsze łupież, który wystąpił aż u 8% osób stosujących kozieradkę. Nie jest to może ogromna liczba, ale mimo wszystko osobom, które mają tendencję do pojawiania się łupieżu radziłabym ostrożność przy wyborze tej wcierki. Zastanawiające jest też (przynajmniej dla mnie) to, że aż 19% ankietowanych, którzy stosowali kozieradkę skarżyło się na szybsze przetłuszczanie włosów. U mnie kozieradka działa dokładnie odwrotnie czyli przedłuża świeżość włosów i podobnie było u 42% ankietowanych z tej grupy. Pytanie czy wpływ na to nie ma sama aplikacja... ja nakładałam ją zawsze zaraz po umyciu i przynajmniej lekkim osuszeniu włosów. Możecie dać znać w komentarzach jak ją dokładnie aplikowałyście, jeśli u Was powodowała szybsze przetłuszczanie? :)

Druga interesująca kwestia to szybsze przetłuszczanie włosów, które najczęściej pojawiało się u osób stosujących olej łopianowy i wodę brzozową. Olej łopianowy chyba nikogo pod tym względem nie zaskoczył, ale już woda brzozowa podobnie jak i kozieradka tak, bo również ma bardzo dobry wynik (41%) pod względem przedłużania świeżości włosów. Tutaj również przyczyną może być sama aplikacja lub reakcja obronna skóry na bardzo dużą ilość alkoholu w tej wcierce.

Ciekawe jest też to, że olej Khadi nie powodował szybszego przetłuszczania (tylko u 1 osoby tak było). Zresztą pod względem negatywnych efektów wcierania wypada on naprawdę dobrze! Żadna z ankietowanych nie narzekała na pozostałe nieprzyjemne skutki akcji.

"Najlepszą" wcierką wg tej tabeli jest Eliksir z Green Pharmacy - nie wystąpiły po nim u nikogo żadne negatywne efekty. Niestety wcierało go tylko 6 ankietowanych, więc ten wynik jest mało miarodajny. Być może przy okazji następnej akcji wcierkowej (a na pewno prędzej czy później taka będzie :) ) znajdzie się więcej chętnych do przetestowania tego Eliksiru.


Mam nadzieję, że dzisiejszy wpis tak jak i poprzedni podsumowujący akcję Wam się przyda :) Jeśli zdążę z pisaniem to być może jutro pojawi się na blogu kolejna, zapowiadana już wspólna akcja :)))

Pozdrawiam Was serdecznie


Aktualizacja włosów - Maj 2013

$
0
0
PRZED            i              PO  


































Cudowny maj niestety dobiegł już końca, więc pora podsumować moją włosową pielęgnację. Tak jak planowałam pod koniec maja w końcu podcięłam włosy (były już ewidentnie za długie). Tym razem zrobiłam to sama, przy pomocy moich nożyczek. Od ostatniego podcięcia minęły już prawie 4 miesiące, a ja nie miałam ani jednej rozdwojonej końcówki :))) Wiem, bo specjalnie sprawdziłam :D Miałam wielką ochotę obciąć więcej, ale skończyło się na około 4-5 cm. Poproszę Viru by podcięła mi nieco więcej i mocniej je wycieniowała, jak się z nią umówię na próbną fryzurę ślubną :)

Wewnętrznie w maju przyjmowałam Sufrin (ale tylko na początku miesiąca) olej z wiesiołka i ZMA, a pod koniec miesiąca zaczęłam brać dodatkowo witaminę B2, bo jak co roku o tej porze zauważyłam jej wyraźny brak (u mnie objawia się to zajadami, które znikają po kilku dniach przyjmowania witaminy).

Włosy tym razem zafarbowałam najlepszą dla mnie farbą czyli Color&Soin - używam jej już ponad rok i wciąż jestem z niej tak samo zadowolona :)) Po nieudanym eksperymencie z szamponetką Marion z zeszłego miesiąca nieprędko wypróbuje teraz jakąkolwiek inną farbę... Niestety wypadania wciąż nie udało mi się do końca zahamować. Wszystko przez moje zabieganie i ciągłe wyjazdy - zapominałam o wcierkach, więc nie miały czasu zadziałać. W tym miesiącu muszę się do tego w końcu przyłożyć! Podobnie jak i do olejowania...

Jeśli chodzi o stylizację to w maju moje włosy żyły sobie własnym życiem ;) nie kręciłam ich ani na papiloty, ani na chusteczki nawilżane ani nawet na termoloki. Najczęściej wyglądały tak jak na zdjęciu PRZED czyli jak po umyciu schły sobie same. Na zdjęciu PO były wysuszone suszarką i zawinięte w TAKI koczek.

Kosmetycznie w maju było jak na mnie baaardzo skromnie:


Aloesowy żel pod prysznic, Equilibra - pojechał ze mną do Budapesztu i potem jeszcze na wyjazd do domu, poza tym przez cały miesiąc używałam jedynie szamponu poniżej:

Szampon do włosów przetłuszczających, Mythos -  bardzo dobry szampon, ale ma SLES w składzie, więc nie u każdego sprawdzi się do częstego mycia. Mi nawet taki mocny detergent zupełnie nie szkodził - włosów nie przesuszał (bo nie myję ich na długości szamponem), a skóry głowy nie podrażniał. Coś więcej na jego temat napiszę Wam w recenzji w najbliższym czasie :)


Odżywka nawilżająca, Isana - stosowałam ją kilka razy w maju, głównie po to by móc ocenić jej działanie i porównać ją z legendarną odżywką Isany z olejem babassu. To porównanie znajdziecie TU.

Odżywka rozmarynowa, Dr Beta - nie ma jej na zdjęciu, bo opakowanie już zużyłam i wyrzuciłam. Końcówka, która mi została wystarczyła mi na 2 czy 3 użycia :) Jej recenzję znajdziecie TU.

Odżywka do włosów 'Miód i Soja', Mythos- używana w maju najczęściej. Jest na tyle bogata, że nie potrzebowałam już w tym miesiącu praktycznie żadnej innej maski. Pięknie działa nałożona dosłownie na chwilę po umyciu (wersja na szybko dla leniwych na co dzień), a jeszcze lepiej gdy zostawimy ją na włosach na około 20 minut. Więcej napiszę Wam w recenzji :))

Rosyjska maska drożdżowa - użyta w maju dosłownie dwa razy. Raz do maseczki z imbirem (przepis TUTAJ), a drugi raz do proteinowej bomby, którą w tym miesiącu dostarczyłam włosom przy pomocy żółtka :)


Banfi Hajszesz - kultowa, węgierska wcierka do włosów znana z czasów PRLu ;) Niestety zbyt nieregularnie jej w maju używałam by móc powiedzieć Wam jak działa, ale w czerwcu mam nadzieję, że uda mi się ją lepiej przetestować.

Mythic Oil - do zabezpieczania końcówek

Masło do ciała 'Wanilia i Kokos', Mythos- w tym miesiącu zamiast olejować włosy kremowałam je :) To masło z racji składu i przepięknego, nietypowego zapachu (ja wyczuwam w nim marcepan) idealnie się do tego nadaje, niestety moje włosy wolą jednak oleje, więc w czerwcu do nich wracam!

Suchy szampon Lace, Batiste - ta wersja zapachowa zaczęła mnie już męczyć, ale na szczęście już mi się kończy i w szafce czeka na mnie butelka Tropical :))

Imbir - do maseczki z TEGO przepisu

Jajko - a dokładniej żółtko czyli comiesięczna dawka protein dla moich włosów ;)

Półprodukty - nie pamiętam dokładnie jakie :( ale kilka rzeczy spontanicznie dolałam do maski z żółtkiem i oczywiście sobie ich nie zapisałam ;) był tam chyba aloes, panthenol i mleczko pszczele...

 
Planów na czerwiec nie robię, bo dobrze wiem, że w tym zamieszaniu, które mnie obecnie czeka włosy mogą spaść na dalszy plan... byleby tylko wszystkie nie spadły mi z głowy :D


A jak Wam minął maj? Jak się mają Wasze włosy? :))


Pozdrawiam Was serdecznie,

FAQ: Jak mierzyć porost włosów?

$
0
0
źródło: http://olenka19951.flog.pl/wpis/386311/zycie-jest-jak-miarka-nie-wiadomo-kiedy-sie-skonczy

Szczerze mówiąc pisząc dzisiejszy post wciąż mam wrażenie jakbym próbowała tłumaczyć Wam coś tak oczywistego jak chodzenie czy oddychanie ;) Wiem jednak z doświadczenia (po 5 wspólnych akcjach, które na blogu do tej pory zorganizowałam), że sprawa dla niektórych z Was nie jest jednak wcale taka prosta i to właśnie dla Was ten dzisiejszy wpis :)

Jak już wiecie mam w planie kolejną wspólną akcję, tym razem co prawda nie będzie dotyczyła wyłącznie włosów, ale mimo wszystko uznałam, że dzisiejszy wpis przyda się zanim Was do niej zaproszę. Chciałabym po prostu przy analizowaniu wyników mieć pewność, że są one jak najbardziej wiarygodne :)) Zwykle wpisy podsumowujące akcje zajmują mi bardzo dużo czasu, pracy i energii i nie chciałabym, żeby to wszystko szło na marne.

Jak w takim razie mierzyć porost włosów?

Pokażę Wam sposób, z którego sama korzystam i od razu zaznaczam, że nie jest to 'jedyna, dobra metoda'. Każda z Was może to robić na swój sposób - ważne by robić to dokładnie i zawsze tak samo.

1. Wybieramy pasemko kontrolne

Moim pasemkiem kontrolnym od lat jest pasmo z grzywki, dokładnie na środku (nad nosem ;) ). Wiem, że włosy nie rosną nam na całej głowie w tym samym tempie, ale przy takich akcjach jak te, które organizuję ważne jest przyspieszenie porostu, a nie sama długość włosów. Dlatego ważne jest by znać swoje włosy i wiedzieć (przynajmniej mniej-więcej) ile rosną nam same, bez żadnych wspomagaczy. Ja swoje pasemko mierzyłam nawet w te miesiące, gdy nic we włosy nie wcierałam i nie przyjmowałam żadnych suplementów, więc wiem ile wynosi mój przeciętny przyrost. 

Przy wyborze pasma kierujcie się przede wszystkim tym, by zawsze bez trudu móc je zlokalizować i nie mieć wątpliwości, że mierzycie wciąż to samo. Może być ono właśnie z grzywki (tutaj chyba najłatwiej jest nam je samemu zmierzyć), ale niekoniecznie. Jeśli macie problem z zapamiętaniem kontrolnego pasma - zerknijcie do kolejnego punktu :)

2. Robimy zdjęcie

Dla ułatwienia możemy zrobić zdjęcie naszemu, wybranemu pasmu kontrolnemu. Możemy też zaznaczyć sobie na nim jakieś punkty/linie, które braliśmy jako odnośniki, tak by za miesiąc było nam łatwiej znów je zlokalizować :)

3. Powtarzamy pomiary

To akurat chyba najważniejszy punkt, który pomaga nam w mierzeniu. Jeśli chcemy mieć pewność, że nasze wyniki są jak najbardziej wiarygodne warto włosy zmierzyć co najmniej 3 razy (w odstępie czasu przynajmniej godzinnym) i sprawdzić czy za każdym razem wychodzi nam dokładnie to samo. Jeśli nie to uśredniamy je i taką średnią przyjmujemy za ostateczną długość. Przy kręconych czy falowanych włosach pomiary najlepiej wykonywać wtedy, gdy są mokre i dokładnie rozczesane.


A jak zmierzyć długość naszych włosów?

Wiele włosomaniaczek, zwłaszcza tych początkujących wyznacza sobie jakąś wymarzoną długość, do której dąży. Wiele z nich określa ją właśnie w cm. Sama na początku też tak robiłam - chciałam zapuścić włosy o długości 70cm. W tej chwili o wiele ważniejsze dla mnie jest to dokąd włosy sięgają (czyli np. za biust czy do talii) niż to ile dokładnie mają cm... Niemniej jednak to właśnie zmierzenie długości włosów było dla mnie zawsze najtrudniejsze, bo metod jest sporo, a żadna moim zdaniem nie była wystarczająco dokładna. Na szczęście jakiś czas temu natknęłam się na wpis Angel-a, w którym pokazała moim zdaniem chyba najprostszy i najlepszy sposób. Sama nie wpadłam na to by mierzyć włosy tak jak wzrost czyli przy ścianie :)) Jak dokładnie to wygląda zobaczycie TUTAJ.


Mam nadzieję, że wpis Wam się przyda :) 


Pozdrawiam Was serdecznie,

Blogowy projekt - BAZA olei dopasowanych do typu włosów

$
0
0
Taką bazę tylko dotyczącą wszystkich rodzajów produktów do włosów obiecałam Wam ponad rok temu w TYM poście. Teraz już wiem, że źle do tego podeszłam ;) bo po pierwsze o wiele łatwiej pracuję mi się na danych zbieranych w googlowych ankietach (które eksportują się do pliku Excel, a to zdecydowanie mój ulubiony program, w którym czuję się jak ryba w wodzie :D), a po drugie doszłam do wniosku, że łatwiej będzie mi to podzielić na grupy i tworzyć oddzielne bazy dla olei, odżywek, masek, szamponów itd.

Na pierwszy ogień idą oleje, bo to właśnie o nie pytacie mnie najczęściej. Dobór odpowiedniego oleju dla naszych włosów nie należy do najprostszych, bo często efekty olejowania nie są widoczne od razu. Mam nadzieję, że dzisiejsza ankieta, a raczej jej wyniki pomogą Wam w wyborze najlepszego dla siebie oleju :)

Do udziału w ankiecie zapraszam przede wszystkim te z Was, które już mają jakieś doświadczenia z olejami. Jeśli do tej pory przetestowałyście tylko jeden olej to wstrzymajcie się przed wypełnianiem :)



Pozdrawiam Was serdecznie,

Tydzień w zdjęciach (17)

$
0
0
Właściwie to powinnam ten dzisiejszy wpis zatytułować sobotą w zdjęciach ;) Niestety, ale przez cały tydzień w Krakowie mieliśmy tak okropną, depresyjną pogodą, że ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę było uwiecznienie tego na zdjęciach. 

Jedynymi pozytywnymi akcentami tego tygodnia były:
spotkania z Aliną :)) której udało się w końcu wyciągnąć mnie na siłownię i dać mi taki wycisk, że zakwasy czułam przez kilka dni :D Dziś znów idziemy ;)

i sobota spędzona nad wodą :))) Ja co prawda sama nie żegluję (chociaż bardzo bym chciała!), ale z przyjemnością obserwuję sobie innych:


Posiedzieliśmy sobie na molo, poopalaliśmy się, zjedliśmy kilogram truskawek i wypiliśmy po piwku ;) Ja tym razem testowałam nowe śliwkowe, które niestety nie dorównuje temu z Browaru Kormoran.


Planowaliśmy ten dzień spędzić nieco bardziej aktywnie - na moich ulubionych rowerkach wodnych, ale okazało się, że jeszcze ich nie ma :( Już się nie mogę doczekać otwarcia sezonu :D


a na molo oprócz nas siedziała mała posiadaczka, przepięknych, naturalnie rudych włosów :)) Żałuję, że aparat (miałam ze sobą tylko komórkę) nie uchwycił ich pięknego odcienia!


Pozdrawiam Was serdecznie,


PS Po wczorajszej nieprzyjemnej akcji z MWH nie miałam już ochoty wstawiać kolejnej historii, ale jeśli bardzo chcecie to mogę zrobić to dzisiaj po południu :)

Moja włosowa historia - Kręconowłosa

$
0
0
Bycie włosomaniaczką nie zawsze musi oznaczać walkę o długość... czasami ważniejsze jest np. to by wrócić do naturalnego koloru włosów :) I tak właśnie było w przypadku dzisiejszej bohaterki - Kręconowłosej. Gratuluję jej osiągnięcia pierwszego wyznaczonego celu i teraz mocno trzymam kciuki za następny :)) A Was serdecznie zapraszam do zapoznania się z historią jej włosów:

Od małego jestem posiadaczką kręconych włosów. Kolor, jak to zwykle bywa, zmieniał się. Jako dziecko zwykle mamy inny odcień, niż później. Do tego przez jakieś 2 lata farbowałam włosy i nie jestem dobra w określaniu kolorów. :D


W każdym bądź razie będąc w przedszkolu miałam dłuuugie, brązowe włosy do pasa. Wszyscy się nimi zachwycali, ale złapałam jakieś choróbsko, nawet już nie pamiętam teraz jakie, i włosy zaczęły wypadać garściami. Mama ścięła je chłopaka. Zwykle mylono mnie wtedy z osobami płci przeciwnej, co czasem doprowadzało mnie do łez. :D W podstawówce włosy znowu były długie, zapuszczane specjalnie na Komunię. Po ścięłam je do ramion, głupi kaprys małej dziewczynki, bo wszystkie koleżanki ścinały włosy. :P Przez długi czas takie włosy mi odpowiadały, w każdym razie zaczynając naukę w gimnazjum włosy były znowu długie. Bodajże w drugiej klasie zorientowałam się, że nierozczesane wyglądają lepiej. Był też etap prostowania włosów, moje loki mnie denerwowały. Włosy dostały 'w tyłek', zrobiły się sianowate. Pielęgnacja przez cały ten czas polegała na stosowaniu tylko szamponu z Timotei (winogrono i cytryna). Po jakimś czasie zaprzestałam stosowania prostownicy, włosy wracały do nomy. Na końcówki zaczęłam stosować jedwab, dzięki czemu przestały się rozdwajać aż do teraz. Przez całe gimnazjum, a także 2 pierwsze lata liceum, moje włosy wyglądały tak:





Jak więc widać włosy pod wpływem ciężaru stały się przyklapnięte, ale wtedy miałam jakąś manię gładkich włosów i nie lubiłam puszenia. Zaakceptowałam jednak swoje loki i proste włosy mnie już nie interesowały.


W wakacje przed 3 klasą liceum otwarli u nas na wsi nowego fryzjera - młoda dziewczyna. Pomyślałam, że warto wybrać się zobaczyć jak obcina i zaryzykowałam... Postanowiłam zmienić swoją dotychczasową fryzurę, więc znalazłam w internecie zdjęcie takiej, która by mi się podobała. Efekt? Byłam bardzo zadowolona.



Włosy znacznie 'podniosły' się, o niebo lepiej zaczęły się układać. Zdecydowałam się też na grzywkę, której wcześniej nie miałam. Co prawda na początek taka dłuższa, ale zawsze jakaś zmiana. ;) Taka fryzura towarzyszyła mi przez dłuższy czas, aż w połowie trzeciej klasy zdecydowałam się zmienić kolor. Było to moje pierwsze farbowanie włosów na rudo, a po kilku miesiącach zmieniłam kolor na czerwony.



Oczywiście, jak to często bywa, kolor mi się znudził, więc na początku studiów zastosowałam 'ciemną czekoladę'. Włoski były prawie czarne, czerwień lekko prześwitywała od spodu. Po nowym roku wybrałam się z przyjacielem do jego brata (bratowa jest fryzjerką :D). Planowałam podciąć końcówki, ale zdecydowałam się na zmianę. Gosia jest naprawdę świetna w tym, co robi, ma swoją wizję, widzi, co komu będzie pasować, a co nie, i w taki oto sposób skończyłam z bobem: tył krótszy, przód dłuższy. Włosy był krótkie, ale nie ukrywam, że było mi wygodniej. Po jakimś czasie włoski wyglądały tak:



Ich stan przez farby znacznie się pogorszył, chociaż i tak są mocne. Stosowałam brązy - ciemne i jasne. Był też okres, że chciałam rozjaśnić włosy i zafarbowałam (2 razy pod rząd!) jasnym blondem. Efekt był dziwny, włosy nierównomiernie pokryte, no i ich kondycja pozostawiała wiele do życzenia.


Pod koniec pierwszego roku studiów zdecydowałam się wrócić do naturalnego koloru włosów. W tym celu znowu zafarbowałam się na 'ciemną czekoladę' (po spraniu była podobna do naturalnego mojego odcienia) i ścięłam mocno włosy tak, że nie sięgały nawet za ucho, ale nadal był to bob. W lipcu złamałam się, chciałam rozjaśnić farbowańce i nałożyłam blond. Oczywiście nie pomyślałam o odrostach, które się rozjaśniły. We wrześniu znowu była 'ciemna czekolada' i od tamtego czasu do teraz nie farbuję! Kondycja włosów znacznie się poprawiła, chociaż i tak miałam wrażenie, że są w kiepskiej formie. Trafiłam też na wizażowy wątek 'powrót do naturalnego koloru włosów', gdzie poznałam wiele wspaniałych dziewczyn. Wzajemne wsparcie i dyskusje o pielęgnacji pozwoliły przetrwać najgorszy czas. Po pięciu miesiącach bez farby czas zaczął lecieć z górki i przestałam zwracać uwagę na odrosty. Zimą włosy prezentowały się tak:



Odrost zaczynał być coraz bardziej widoczny, tak więc wybrałam się do fryzjerki, która rozjaśniła moje farbowańce, w ten sposób tworząc ombre na mojej głowie. Fryzura spodobała mi się, bo wyglądało to naturalnie, jakbym miała takie pasemka zrobione przez słońce. Jakiś centymetr odrostu się zmarnował, ale w końcu nie była to wielka strata. ;) Po ziemie włosy zaczęły strasznie wypadać, były wręcz osłabione, przez co zaczęłam szukać na wizażu informacji o wzmacnianiu itd. W międzyczasie trafiłam na wątek kręconowłosych, zaczytywałam się w ich artykułach, blogach i zaczęłam stosować CG. Kupiłam grzebień z szeroko rozstawionymi ząbkami, odstawiłam silikony, kupowałam tylko lekkie szampony, odżywki etc. Włosy naprawdę wyglądały lepiej! Loki stały się bardziej wyraziste, włosy są nawilżone, błyszczące i zdrowe! 



Od czasu zrobienia powyższego zdjęcia minął rok świadomej pielęgnacji. Testowałam różne szampony, maski i oleje i znalazłam swoich ulubieńców. Z każdym miesiącem odrost stawał się coraz dłuższy i dłuższy.





W końcu po 19stu miesiącach udało mi się wrócić do naturalnego koloru włosów. Jestem strasznie szczęśliwa, bo osiągnęłam swój największy cel. Mam całe swoje i zdrowe włosy. Farby już nigdy nie tknę, a teraz pozostaje mi tylko zapuszczanie. ;)




Mój zestaw pielęgnacyjny ogranicza się do minimum. Stosuję to, co sprawdza się u mnie najlepiej.


Obecna pielęgnacja:
Mycie: szampony Alterry
Maski: Bingo, Garnier AiK
Oleje: arganowy, z pestek winogron, łopianowy
Odżywki b/s: Hegron, Joanna Naturia zielona


Mam nadzieję, że moja włosowa historia pokaże Wam, że można, jeśli się chce. ;) Wystarczy motywacja i silna wola, a później leci już z górki. ;)


Pozdrawiam,

Akcja Włosomaniaczek: Miesiąc Zdrowej Diety

$
0
0

Tak, tak pora na kolejną akcję :)) Chyba za bardzo polubiłam nasze wspólne eksperymenty, bo teraz jak tylko skończę z jednym od razu zaczynam planować następny. O Miesiącu Zdrowej Diety myślałam już dawno temu. Odkąd zaczęłam się interesować tym jaki wpływ na nas ma to, co jemy i jak tak naprawdę mały mają suplementy w tabletkach chciałam i Was przekonać do zdrowej diety. A mam wrażenie, że chyba nic Was tak do tego nie przekona jak efekty widocznie nie tylko u mnie, ale i u wielu innych dziewczyn :))

Oczywiście ja nie jestem dietetykiem, więc nie mam zamiaru narzucać Wam żadnych sztywnych zasad czy gotowych jadłospisów. Tym bardziej, że każdy powinien go dopasować do siebie, do swojego trybu życia i indywidualnego zapotrzebowania energetycznego. Chciałam ustalić jakieś proste reguły, takie, którym mogłaby sprostać każda z uczestniczek akcji. W tej chwili zadanie mamy bardzo ułatwione, bo nie ma problemu z dostępem do świeżych warzyw czy owoców :)

A jak wyobrażam sobie naszą akcję?

1. Każda z uczestniczek każdego dnia zje przynajmniej jedną porcję świeżych owoców.
2. Każdego dnia zje również przynajmniej dwie porcje surowych warzyw. 
3. Będzie codziennie piła wodę mineralną (nie wyznaczam Wam ile :) ).
4. Przynajmniej raz w tygodniu będzie jadła rybę (wegetarianki mogą oczywiście  zastąpić ją innym wartościowym białkiem).
5. Słodycze i niezdrowe przekąski zastąpi tymi zdrowymi (orzechy, nasiona, suszone czy świeże owoce).

Myślę, że 5 zasad na początek wystarczy :) Jeśli uznacie, że powinno znaleźć tu się coś jeszcze to dajcie znać w komentarzach. Chciałabym też tym razem w ramach akcji raz w tygodniu zamieszczać na blogu ciekawe inspiracje czy przepisy i oczywiście jeśli tylko będziecie chciały to możecie wysyłać je do mnie na maila :)

Jak wziąć udział w akcji?

Tradycyjnie już wystarczy, że chęć uczestniczenia zgłosicie w formularzu poniżej :) Macie na to czas do końca tego tygodnia czyli do 16.06.2013 do północy. Po zakończeniu akcji zamieszczę na blogu kolejną ankietę z wynikami. Będę w niej chciała zapytać Was o cerę, włosy, paznokcie, ale i Wasze samopoczucie i wszystko co tylko ma szansę się pod wpływem lepszej diety zmienić, więc postarajcie się przez ten miesiąc obserwować siebie i swoje organizmy :)


Uczestnicy:

1. Anwen - 11.06.2013 - ...


Pozdrawiam Was serdecznie,

PORADY włosowe u Anwen - tłuste włosy na czubku głowy

$
0
0

Witam

Zwracam się do Ciebie z pewnym "problemem", który mnie dotyka. Mianowicie - z tyłu głowy, na czubku, praktycznie każdego dnia (włosy myję codziennie) włosy są jakby tłuste i nie wygląda to dobrze. No chyba, że czesałabym je co pół godziny. Nie mam pojęcia co to jest, dlaczego to jest. Nigdzie nie znalazłam odpowiedzi na moje pytania, nie wiem nawet jak szukać. Załączam zdjęcia, mam nadzieję, że wiesz co mogę z tym zrobić i z góry Ci dziękuję.




Pozdrawiam,
Marta

MOJA PORADA:

Tym razem sama nie wiem co poradzić w tej sytuacji Marcie :( Gdyby włosy rzeczywiście były w tym miejscu tłuste to mogłoby to oznaczać, że być może szampon nie dociera w to miejsce (jeśli np. myjemy włosy głową w dół), ale w tym wypadku to naprawdę nie wiem co może być powodem.

Wydaje mi się, że Marcie mogłoby pomóc nakładanie odżywki jedynie od ucha w dół (a już na pewno omijanie tego newralgicznego miejsca) i zmiana stylizacji. Być może odpowiednie wysuszenie włosów suszarką, na szczotce mogłoby wyeliminować ten problem, ale i tego nie jestem w 100% pewna.

Jeśli same się z czymś takim spotkałyście, a może udało Wam się taki problem opanować - koniecznie dajcie znać w komentarzach :) Jeśli macie jakiś inny pomysł na to co jest powodem takiego stanu rzeczy i jak sobie z tym radzić też piszcie :))


Pozdrawiam Was serdecznie,


Czytelnicy mają głos - domowa sauna na włosy

$
0
0

Witam serdecznie,

Chciałabym się podzielić dzisiejszym eksperymentem którego efekt bardzo mnie zadowolił :) Od zawsze lubiłam chodzić do fryzjera na zabiegi z wykorzystaniem sauny do włosów. Jak wiadomo ciepło pomaga składnikom aktywnym wniknąć w głąb włosa i sprawia, że pielęgnacja jest efektywniejsza. Jednak z powodu braku czasu i możliwości na wizyty u fryzjera zaczęłam myśleć nad jakąś sensowną domową alternatywą. I wymyśliłam :) Parówka na twarz i jednocześnie włosy :) Napewno większość z Was miała styczność z parówkami, jednak dla mnie użycie jej jednocześnie  z myślą o włosach jest nowością. Oto po kolei co zrobiłam:

1. Naolejowałam skalp olejem lnianym
2. W lekko wilgotne włosy wmasowałam dość obficie ulubioną maskę do włosów
3. Przygotowałam wywar z rumianku z 2 torebek na około 1 l (jestem blondynką)
4.  Wszystkie włosy spięłam do przodu
5. Przelałam wywar do miski pochyliłam nad nim głowę i aby para nie uciekała nakryłam głowę ręcznikiem na 15min
6. Twarz przemyłam wacikiem i nałożyłam maseczkę a włosy standardowo wymyłam i nałożyłam lekką odżywkę

Efekt? Bardzo podobny jak po wizycie u fryzjera, włoski są gładkie nawilżone i błyszczące :) Na pewno będę jeszcze udoskonalać tą metodę, być może parówka będzie lepiej się sprawdzać po myciu, można użyć innych ziół, a przygotowany wywar i tak może nam posłużyć do ostatniego płukania.

Może nie odkryłam żadnej nowości, ale nie zauważyłam jeszcze na żadnym włosowym blogu wpisu na ten temat.

Pozdrawiam,
Patrycja

Piątkowa Inspiracja Włosowa - fałszywa grzywka ;)

$
0
0
Chyba każda dziewczyna, która choć raz miała w życiu grzywkę (pod warunkiem, że dobrze się w niej czuła) co jakiś czas zastanawia się nad tym czy znów jej nie zrobić. Sama wpadam na taki pomysł średnio raz w roku i niestety nie zawsze udaje mi się powstrzymać przed obcięciem. Dlaczego niestety? Bo jak pewnie same wiecie, dobrze ścięta grzywka, która ładnie się układa to wcale nie taka prosta sprawa i najczęściej kończymy z czymś co nas tylko denerwuje i chcemy jak najszybciej zapuścić. 

Dla tych z Was, a właściwie dla Nas, bo sama też mam zamiar wypróbować, które chciałaby mieć grzywkę, a boją się ją obciąć jest właśnie ta fryzura:

http://pinterest.com/pin/561050066049051817/

Dajcie znać czy udało Wam się ją zrobić :) Ja spróbuje dziś wieczorem i nie omieszkam Wam pokazać, jeśli tylko mi się uda :))


Pozdrawiam Was serdecznie,


PS I w ramach akcji Miesiąc Zdrowej Diety mam dla Was bardzo przydatny przewodnik, o tym jaką wybrać rybę na obiad: http://awsassets.wwfpl.panda.org/downloads/jaka_ryba_na_obiad.pdf :)))


Moja włosowa historia - Blanka

$
0
0
Długo zastanawiałam się nad tym, którą historię dziś opublikować i w końcu mój wybór padł na Blankę i jej proste, farbowane włosy. Blanka wysłała mi swoją historię już drugi raz. Za pierwszym razem uznałam, że to jeszcze za wcześnie, że włosy jeszcze nie pokazały na co je stać ;) Tym razem wydaje mi się, że to dobry moment by pokazać Wam ich historię :)) Zobaczcie same:


Witajcie ;) Chciałabym Wam pokazać jaką przemianę przeszły moje włosy, a zarazem ostrzec niektóre z Was przed zgubnym prostowaniem włosów. Zacznę od tego, że moje włosy bardzo dużo przeszły, ciągłe farbowania, codzienne prostowanie (!), szorowanie mocnymi szamponami oraz tarcie ręcznikiem, dodatkowo nie były niczym zabezpieczane nie licząc alkoholowego jedwabiu z Biosilku kładzionego (o losie!) na całe włosy. Moja pielęgnacja zmieniła się o 180 stopni i chciałabym Wam o niej opowiedzieć.Zdjęcia nie przedstawiają wszystkich etapów moich włosowych poczynań, bo do niektórych nie mogłam się dokopać. Moje włosy przeszły dwie dekoloryzacje, rozjaśniania, balejaże i pasemka. Widziały chyba wszystkie kolory tęczy, od blondu przez rudości, czerwienie i brązy po głębokie czernie. Jako dziecko do 2 lat byłam praktycznie łysa, miałam tylko puszek na głowie. Później stopniowo włosy zaczęły rosnąć i nabierać złotego odcienia blondu (przy czym miałam ciemnobrązowe oczy ;))



Włosy miałam co jakiś czas podcinane, bo mamę męczyło rozczesywanie poplątanych włosów, jednak to co zrobiła fryzjerka, przeszło wszelkie granice. Zostawiona na pastwę losu pod opieką taty weszłam z moimi długimi włosami, a wyszłam ścięta na chłopaka. Płakałam chyba kilka dni, wstydziłam się nawet iść do szkoły z takimi włosami. Nigdy nie miałam bardzo gęstych włosów, ale dłuższe włosy jednak dodają trochę uroku dziewczynce.




Jakiś czas później włosy odrastały, ale i sporo ściemniały. Poza tym zrobiły się proste jak druty.
Na zdjęciu możecie zobaczyć grzywkę mojego autorstwa ;) Bardzo przeszkadzały mi nowe włoski, które sobie rosły, dlatego postanowiłam je ściąć! ;) Nie wiem co sobie myślałam, chyba to, że jak zetnę to już nie będą rosły w tym miejscu. ;)) Jakiś czas musiałam chodzić ze sterczącym kikutem, który sama sobie sprawiłam.






Później przyszedł czas pierwszych koloryzacji, na początku były to szampony koloryzujące, różne odcienie brązów. Później bardzo chciałam trwałą farbę, bo efekt po szamponetkach utrzymywał się krótko.
Wpadłam więc na pomysł, żeby przyciemnić włosy do głębokiej czerni.
Kolor tak wżarł mi się we włosy, że do dziś żałuję tej decyzji.
W czarnych włosach wytrzymałam gdzieś ze dwa lata, później chciało się już coś innego.



Coś innego okazało się dekoloryzacją i przejściem na blond! Takiego siana w życiu nie miałam na głowie. Włosy dosłownie rozchodziły się w palcach i wychodziły garściami przy myciu. Był to czas kiedy nie używałam masek, nie zabezpieczałam włosów, a odżywek używałam sporadycznie, jak mi się akurat przypomniało.



Kolejnym etapem było przefarbowanie się z powrotem na czarno, bo stwierdziłam, że blond do mnie jednak nie pasuje. Kolejnych kilka lat farbowałam włosy granatową lub głęboką czernią. Były momenty kiedy chciałam trochę rozjaśnić kolor do brązu, ale denerwował mnie jaśniejszy kolor przy odrostach i wracałam do czarnego.
Jednak kiedyś człowiek musi przejrzeć na oczy i zdecydowałam się pożegnać z czernią na rzecz brązu. Droga była ciężka, bo długi czas musiałam chodzić z kilkoma kolorami na głowie, w prawdzie do tej pory mam jeszcze resztki czerni na końcówkach, ale sukcesywnie się tego pozbywam.



Upięte włosy wyglądały jeszcze jako tako, bo były spięte w jedną stronę.
Jednak lata codziennego prostowania, suszenia i farbowania odkryły przerażającą prawdę o moich włosach.
Nie ma co ukrywać wyglądałam jak wypłosz. Smutnie zwisające strąki spalonych włosów nikomu nie dodają urody, a wręcz wyglądają tragicznie.


Przyszedł czas kiedy trafiłam na wizaż i na blogi włosomaniaczek, to dało mi siłę do walki o moje włosy.
Z dnia na dzień wyrzuciłam prostownicę, miałam też zamiar w taki sposób pozbyć się suszarki, ale w porę opanowałam się i stwierdziłam, że będę jej używać z głową.

Pierwsze olejowania i maski dawały efekty, włosy zyskały na blasku.




Regularnie podcinałam włosy.




Bardzo chciałam zapuścić długie włosy, jednak w ich stanie nie było to możliwe i podjęłam wydawać by się mogło, że łatwą, jednak dla mnie trudną decyzję o ścięciu włosów. Czułam się dość dziwnie, bo bardzo dawno nie miałam tak krótkich włosów, ale decyzja była strzałem w dziesiątkę, bo włosy od razu zyskały na gęstości i objętości, no i nareszcie mogłam zobaczyć jak wyglądają zdrowe końcówki. 

W maju 2012 roku wyglądały tak:



Nie chciałam już katować włosów farbami chemicznymi, dlatego zdecydowałam się na hennę. Na początek wybrałam orzechowy brąz, efekty były mało widoczne, ale liczyłam na zbawienny efekt ziół. Nie chodziłam i nie chodzę do fryzjera, włosy ścina mi mama. Zdecydowałam się na ścięcie w lekkie półkole.



W tym czasie dzielnie testowałam wcierkę Jantar, chociaż byłam trochę niepocieszona brakiem efektów. Skończyłam buteleczkę i postanowiłam do niej  nie wracać, bo nie daje efektów. Jakie było moje zdziwienie kiedy dwa tygodnie później ujrzałam całą armię małych włosków! Jednak działa i jak do tej pory to moja najlepsza wcierka.



W październiku prezentowały się prawie tak samo jak wcześniej, regularnie je podcinałam, żeby pozbyć się czarnych końców.






 W listopadzie zostawiłam je w spokoju, żeby trochę podrosły.



Jednak później stwierdziłam, że przestały się już tak dobrze układać i postanowiłam je lekko skrócić.


 

Włosy ścięłam na prosto, ale jak wiemy kobieta zmienną jest i stwierdziłam, że bardziej odpowiadało mi ścięcie w półkole. ;)



Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć jak długie już mam bejbiki, tworzą całkiem zabawną grzywkę, ale jest tego minus taki, że nie mogę zaczesać włosów do tyłu, bo powstaje mnóstwo odstających antenek. Wolę też ich za bardzo nie przygładzać, bo i bez tego mam problem z nadaniem włosom objętości.



Pokazywały się też nowe włoski, co mnie bardzo cieszyło, mimo, że w związanych włosach wygląda to dość zabawnie. ;)



Tak wyglądały w grudniu zeszłego roku:



Po przeprowadzce stały się trochę matowe, zmiana wody nie wyszła im na dobre.


Włosy po farbowaniu Biokapem, z początku byłam zadowolona, ale farba wypłukuje się bardzo szybko przez co mam teraz wszystkie odcienie brązu po pozostałości czerni na końcówkach.



W słońcu mają całkiem ładny odcień, żeby jeszcze były jednolite na całej długości.



Końcówki dzięki regularnemu podcinaniu nie są już tak zmasakrowane jak rok wcześniej. 



Loczki po całonocnym koku jakie udaje mi się uzyskać 'na chwilę', wada prostych włosów, żaden lok nie utrzyma się nawet godzinę, nie mówiąc już o tym, że cudem jest gdy loki w ogóle wyjdą.



Na tych zdjęciach włosy są aktualne, zrobione w maju. Możecie zobaczyć wypłukany kolor, który mam w planach pokryć farbą Color&Soin, mam nadzieję, że w końcu wyjdzie coś ładnego co za szybko się nie wypłucze. Włosy na zdjęciu oczywiście nie są prostowane, wysuszone naturalnie bez stylizatorów. Zdjęcia są jakie są, ale nie chciałam ich przerabiać ani używać flesza, żeby pokazać naturalny efekt, bo wiadomo z fleszem błyszczą każde włosy. ;)





Wiecie co w tym wszystkim jest niesamowite, prawie od początku śledzę wszystkie włosowe historie na blogu Anwen i nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś moje włosy mogą wyglądać podobnie.


Obecna pielęgnacja włosów:

Szampony: Włosy myję codziennie, czasem zdarza się co drugi dzień. Do codziennego mycia używałam balsamu do kąpieli dla kobiet w ciąży Babydream fur Mama, teraz przerzuciłam się na szampon Dermedic, do oczyszczania używam szamponu Eva z czarną rzepą lub innego bez silikonów jaki mam na stanie.

Odżywki: Z odżywek bez spłukiwania najbardziej lubię Joannę z pokrzywą i zieloną herbatą. Do spłukiwania używam w zasadzie każdej, która ma odpowiedni dla mnie skład, lubiłam wycofaną Isanę z babassu, używam też Garnier z awokado i masłem karite i Garnier nutri gładki.

Oleje: Olej nakładam na włosy na całą noc 2-3 razy. Moje włosy najbardziej lubią olej ze słodkich migdałów, olej jojoba i olej z awokado, od czasu do czasu nakładam też oliwę z oliwek i krem kakaowy z Isany.

Maski: Staram się nakładać maskę co najmniej raz w tygodniu, jednak różnie to bywa, czasem nałożę raz czy dwa, ale zdarza się też, że nie nałożę wcale lub nakładam co drugi dzień. Maskę nakładam pod czepek  i ręcznik na około godzinę, zależnie ile mam czasu. Przetestowałam wiele masek i za najlepszą do tej pory uważam Organiqe anti-age o zapachu winogron, mogłabym używać jej cały czas jednak powstrzymuje mnie jej cena. Od czasu do czasu robię też maski z własnej roboty z żółtka, oliwy z oliwek, miodu i jogurtu lub majonezu. Pasuje mi też Kallos latte pod względem zapachu i działania. Chwalę sobie też rosyjską maskę drożdżową. W najbliższym czasie mam zamiar wypróbować maskę Scandic i Biowax, Wax okazał się totalnym niewypałem.

Wcierki: Na początku wcieranie szło mi słabo, ale jak zobaczyłam pierwsze efekty zaczęłam wcierać regularnie. Najlepszą z wcierek okazał się Jantar, wracam do niego co jakiś czas, żeby nie przyzwyczaić włosów. Bardzo dobry był też rosyjski tonik do włosów Receptury Babuszki Agafi. Ampułki Joanny też całkiem dobrze działały, tak samo jak eliksir z Green Pharmacy, ale po nich nie było już tak spektakularnych efektów.
Zabezpieczanie włosów: Najczęściej zabezpieczam końcówki włosów jedwabiem Marion, czasem używam do tego kropelki oleju

Suszenie: Włosy myję przeważnie codziennie, zdarza mi się umyć na następny dzień. Włosy pozostawiam do naturalnego wyschnięcia, jeżeli mi się spieszy to suszę suszarką, chłodnym nawiewem.


Swoją historię kieruje głównie do osób tak jak kiedyś ja, zapatrzonych w prostownicę. Uwierzcie mi, kiedy prostowałam włosy nigdy nie osiągnęłam takiego efektu jaki chciałam, zawsze coś się wywijało, podwijało i zakręcało, co doprowadzało mnie do szału i musiałam poprawiać kilka razy w ciągu dnia. Teraz kiedy tyle czasu nie prostuje włosów ku mojemu zdziwieniu same się rozprostowały, suszarki używam sporadycznie zimą.
Jak na razie dążę do zagęszczenia włosów, później przyjdzie czas na walkę o długość. 




Pozdrawiam


Recenzje kosmetyczne cz. 39 - Mydełko Sesa

$
0
0

Mydełko Sesa wykończyłam już jakiś czas temu i zupełnie zapomniałam o tym, że go jeszcze na blogu nie zrecenzowałam :D Na szczęście jedna z Wam mi o nim przypomniała w komentarzu, więc dziś chciałabym napisać Wam kilka słów na jego temat, bo naprawdę warto!


Niestety to chyba największy minus tego produktu. Pachnie typowo indyjsko - kadzidłami. Bardzo intensywnie i niestety długotrwale. Nawet po zmyciu mydła innym szamponem i nałożeniu na włosy odżywki zapach Sesy jest bardzo mocno wyczuwalny po wysuszeniu. Co ciekawe mojemu Krzyśkowi zupełnie on nie przeszkadzał ;) a ja po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do niego na tyle, że mogłam spokojnie używać mydła.


Przede wszystkim zacznę od tego jak je stosuję. Według producenta powinnyśmy na mokre włosy wmasować mydło tworząc obfitą pianę i zostawić ją na około godzinę do dwóch. Po tym czasie spłukujemy je z włosów i jeśli to konieczne możemy umyć jeszcze włosy zwykłym szamponem. Przyznam Wam się, że ja nie miałam tyle cierpliwości i przepisową godzinę wytrzymałam może z raz czy dwa. Najczęściej pianę trzymałam kilka - kilkanaście minut i to spokojnie wystarczało bym uzyskała efekt, o który mi najbardziej chodziło czyli uniesienie włosów u nasady i nadanie im objętości. Oprócz tego mydło bardzo fajnie łagodzi podrażnienia - skóra po jego użyciu nie swędzi, jest ukojona i przyjemnie odżywiona. Podoba mi się też to jak fajnie pogrubia włosy - robi się ich wizualnie więcej i nawet kucyk sprawia wrażenie grubszego. Włosy są lekko sztywniejsze, lepiej się układają, a fryzura dłużej się na nich trzyma. Niewątpliwym plusem jest też to, że mydło ogranicza wypadanie włosów. Gdy go używałam przy myciu wypadało mi dosłownie kilka włosów. To czego nie zauważyłam, a można wyczytać na blogach i na wizażu to jego działanie na porost i na łupież, ale żeby miało szansę tak zadziałać to wydaje mi się, że trzeba by je trzymać na głowie zdecydowanie dłużej niż ja to robiłam.


Konsystencja typowo mydlana ;) Kostka bardzo dobrze się pieni, odpowiednio przechowywana (na mydelniczce i nie pod prysznicem) nie mięknie, jest twarda i zbita. Co do wydajności to mogłoby być lepiej, ale nam wystarczyła na około 1,5 - 2 miesiące częstego używania.



Skład: Sodium Palmate, Sodium Palm Kernelate, Coconut oil, Olie oil, Karanj oil, Neem oil, Almond oil, Leen seed oil, Glycerine, Salt, Cocomonoethanolamide, Cocodiethanolamide, Titanium Dioxide, Talc, SLS, Sodium Lauroyl Sarcosinate, Xylityglucoside, Preseratives, Perfumes, Colour, Water.
Herbal ingridiens: Brahmi, Harde, Amla, Aritha, Bhringraj, Shikakai, Bili Phal, Jatamansi, Nagarmoth

Mydło bogate jest w indyjskie zioła i oleje. Oprócz tego zawiera niestety SLS (ale daleko w składzie), więc nie u każdego się sprawdzi. Osoby z bardzo wrażliwą skórą głowy powinny uważać, zwłaszcza jeśli mają zamiar stosować mydło według zaleceń producenta czyli trzymając pianę 2 godziny na głowie.


Mydło kupimy na allegro lub w sklepach on-line z produktami indyjskimi. Kosztuje około 6-8zł co moim zdaniem jest korzystną ceną :)


Właściwie nie pozostaje mi napisać nic więcej poza tym, że naprawdę szczerze i serdecznie wszystkim Wam je polecam. Ja sama do tego mydła wrócę jeszcze nie raz i nie dwa, bo choć na początku zanim je kupiłam uważałam je jedynie za zbędny gadżet to teraz ciężko mi się bez niego obejść ;) I nawet ten okropny, duszący zapach mu wybaczam, bo nadrabia go wspaniałym działaniem.


Znacie już może to mydełko? Jak się u Was sprawdza? :)


Pozdrawiam Was serdecznie,

Projekt denko cz. VI

$
0
0
Jak wiecie w denkowaniu jestem po prostu beznadziejna ;) a jeśli chodzi o produkty do włosów to chyba trudno by było znaleźć kogoś w tym gorszego ode mnie... Mam miliony pozaczynanych opakowań  i ostatnio musiałam nawet wyrzucić cała siatkę takich, które były już za długo otwarte :( Oczywiście przed wyrzuceniem zapomniałam zrobić im zdjęcie :D za to na dysku znalazłam wczoraj fotki kosmetyków, które udało mi się wykończyć w ostatnim czasie i o nich właśnie chciałabym Wam króciutko opowiedzieć.


Szampon Organicum - o przepięknym zapachu, który mi zawsze kojarzy się z żelkami o smaku Coca Coli ;) Bardzo dobrze się pieni (ma ALES), doskonale myje włosy i zostawia je lekkie i ładnie uniesione. Dzięki temu nieco wolnej mi się przetłuszczają. Jest niesamowicie wydajny i nie plącze moich włosów (mimo, że nie ma w składzie silikonów ani żadnych innych wygładzaczy). Jedyny minus to oczywiście jego cena :( Gdyby nie to, to na pewno miałabym już w łazience następna butelkę. Za 350ml musimy zapłacić 38zł. Znajdziemy go np. na helfy.pl. RECENZJA


Suche szampony Batiste - to nieodzowny element mojej pielęgnacji. Jak już wiecie ja nie stosuję ich w tradycyjny sposób (czyli dopiero wtedy jak włosy się przetłuszczą), ale traktuje je albo jako stylizator albo korzystam z TEGO patentu, kiedy wiem, że nie będę miała czasu umyć włosów (np. na wyjeździe). Kosztują około 14zł za 200ml butelkę i możemy je kupić na razie wyłącznie on-line.


Rosyjski balsam na kwiatowym propolisie - absolutny ulubieniec i pewniak :) Po nim moje włosy zawsze wyglądają dobrze, niezależnie od pogody czy ich własnego widzimisię ;) Przepiękny zapach, mocne nawilżenie i dobra wydajność, więc nawet cena aż tak nie przeraża (ok. 18zł za 600ml). RECENZJA


Szampon aloesowy Equilibra - kolejny świetny szampon, też dobrze się pieni, unosi włosy u nasady i sprawia, że wizualnie mam ich więcej. Jest na tyle delikatny (pomimo ALS w składzie), że ja używam go na co dzień. Lubię go też za to jak ładnie nawilża włosy, moje nie potrzebują już po nim żadnej odżywki :) Kupimy go w aptekach za ok. 13-18zł (w zależności od promocji) za 250ml. RECENZJA


Maska Anti-Age Organique - już za nią tęsknię ;) i gdyby nie to, że mam teraz spore inne wydatki to jeszcze wczoraj kupiłabym kolejne opakowanie (akurat mijałam stoisko Organique). Pachnie winogronami, absolutnie uzależniająco, ma boski skład i genialne działanie. Jedyne na co trzeba uważać to ilość, bo jak nałożymy jej za dużo to może obciążać włosy, ale dzięki temu jest mega wydajna. Zapłacimy za nią 39zł za 150ml. RECENZJA


Odżywka rozmarynowa Dr Beta - jeden z ostatnich nabytków, ale wykończyłam ją bardzo szybko, bo uzależniłam się od jej działania. Nic nigdy tak pięknie nie podkreślało mi skrętu jak ta odżywka. Do tego bardzo mocno nawilża włosy i jest niesamowicie lekka (koniec z obciążeniem!). Można, a nawet trzeba z powodzeniem stosować ją na skalp. Tak nakładana odżywi cebulki, przyspieszy porost włosów i będzie walczyła z wypadaniem i np. łupieżem. Jedyne co może w niej się nie podobać to zapach - bardzo intensywny, rozmarynowy, ja akurat go lubię. Kupimy ją on-line (chyba, że ktoś z Was wie gdzie ją dorwać stacjonarnie w Krakowie?) za około 10zł za 200ml. RECENZJA


Olejek do kąpieli Mandarynka i Cynamon Green Pharmacy - niestety bardzo się na nim zawiodłam :( Żele pod prysznic zwykle wybieram patrząc głównie na ich zapach. Miałam wizję intensywnego cynamonowego aromatu, ale niestety dostałam coś co absolutnie nie odpowiada moim gustom. Co do działania to nie mam zastrzeżeń ;) Myje, mnie specjalnie nie wysusza, ot zwyczajny żel (a nie olejek).


Płyn micelarny z Biedronki - kolejne trzy zdenkowane butelki ;) U mnie idzie średnio jedna na miesiąc (przy 2 osobach). Okazuje się, że chyba jednak nie będzie wycofany, bo wciąż dostaję od Was informacje, że do Waszych Biedronek przywieźli świeże zapasy ;) Co do działania to dla mnie jest idealne i nie szukam już nic innego. Jest łagodny, dobrze i szybko zmywa cały makijaż, nie podrażnia, nie klei się i kosztuje grosze - dla mnie ideał :D Cena to ok. 4,50zł za 200ml. RECENZJA


Macie może jakieś swoje patenty na to jak zmusić się do używania kosmetyków do końca? ;) Podzielcie się proszę nimi w komentarzach :D Każda rada będzie mile widziana!


Pozdrawiam Was serdecznie,

HIT: Krem kojąco - oslaniający Himalaya - na niedoskonałości

$
0
0

Ostatnim tego typu hitem w pielęgnacji twarzy, o którym pisałam Wam na blogu był płyn micelarny z Biedronki. Wiem oczywiście, że są osoby, którym on nie pasuje, ale jednak znakomita większość z Was była z niego zadowolona podobnie jak ja. Pomyślałam więc, że warto podzielić się z Wami kolejnym moim odkryciem :)

Ten krem kupiłam przede wszystkim ze względu na skład. Duża ilość aloesu, cynk, wyciągi z ziół i olej z migdałów skusiły mnie by go wypróbować. Przez chwilę miałam nawet ochotę wykorzystać go na włosy, ale po wypróbowaniu na twarzy, wiem, że mógłby je wysuszać. 

Skład: /składniki aktywne/ Indian Aloe (Aloe Vera), Five-leaved Chaste Tree (Vitex Negundo), Almond (Prunus Amygdalus), Indian Madder (Rubia Cordifolia), Borax Anhydrous (Tankana), Zinc Calx (Yashad Bhasma).
/składniki pozostałe/ Aqua, Propylene Glycol, Glyceryl Stearate SE, Cetyl Palmitate, Liquid Paraffin, Cetyl Alcohol, Stearic Acid, Polyoxylated Alcohol, Dimethicone, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Fragrance, Methylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Propylparaben.

Zacznę może od tego co najmniej ważne - konsystencji i zapachu. Krem jest bardzo gęsty i wystarczy dosłownie odrobina jeśli nakładamy go punktowo i niewiele więcej, jeśli chcemy posmarować nim całą twarz. Zapach ma nieco orientalny, kadzidlany, ale naprawdę bardzo przyjemny :) Mi w każdym razie bardzo przypadł do gustu. Kolor jak zobaczycie poniżej jest lekko kremowy, jasny, nie rzuca się w oczy na twarzy, ale jest na tyle widoczny (nałożony punktowo), że nie można z nim wyjść z domu ;) 

Najważniejsze jest oczywiście jego działanie. Krem fenomenalnie goi i to dosłownie wszystko w ekspresowym tempie: podrażnienia np. po depilacji, skaleczenia, zranienia, wypryski czy zmiany trądzikowe. Bardzo szybko wysusza zmiany ropne i koi zaczerwienienia. Radzi sobie nawet z takimi bolącymi gulami, które zwykle u mnie bardzo długo się goiły. Po tym kremie nie ma po nich śladu po 2-3 dniach.

Zastosowany na noc na całą twarz doskonale walczy z zaskórnikami i innymi zmianami trądzikowymi, a rano skóra jest po nim uspokojona, ma jednolity kolor i jest ładnie nawilżona i miękka. Krem przy tym doskonale i szybko się wchłania do matu (chyba, że nałożymy go za dużo). Wiele dziewczyn stosuje go nawet pod makijaż, ja jeszcze nie próbowałam ;)

Niewątpliwym jego plusem jest bardzo niska cena :) Na doz.pl kupimy go za niecałe 6zł. Oprócz tego można znaleźć go w Super-pharm i w Hebe. 

Mała tubka - idealna na wyjazdy (przyda się np. przy otarciach) jest o dziwo bardzo wydajna.

Jeśli to wszystko jeszcze Was nie przekonało zerknijcie do KWC: http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=29316 na 13 osób aż 8 uznało go za swój HIT :) Ja zdecydowanie też dołączam do tego grona.


A Wy znacie ten krem? :) Wypróbujecie go?


Pozdrawiam Was serdecznie,

Włosowa dieta: Pestki dyni

$
0
0

W ramach Akcji Miesiąc Zdrowej Diety mam dziś dla Was znów wpis spożywczy ;) Nie wiem jak Wy ale ja często miewam ataki głodu (czy też raczej małego głodka ;) ) pod tytułem 'coś bym zjadła' i oczywiście nie mam pojęcia co. Za dawnych czasów, tych przed dietą, w takich momentach sięgałam po chipsy, Sunbitsy, paluszki i inne tego typu przekąski. Teraz wybieram zupełnie co innego ;) między innymi właśnie w takich momentach sięgam po pestki dyni.

Co takiego mają w sobie pestki dyni?

Przede wszystkim dużo witamin z grupy B (B1, B2, PP), które nasze włosy uwielbiają. Oprócz tego znajdziemy w nich witaminę C, wapń, żelazo, fosfor, magnez i błonnik. Pestki dyni są też niezwykle bogate w cynk, który ma zbawienny wpływ na naszą cerę (walczy z trądzikiem), paznokcie i oczywiście włosy oraz w olej, o którym już kiedyś na blogu Wam pisałam TUTAJ. Niestety z racji tego oleju są też bardzo kaloryczne - w 100g mają aż 556 kalorii, ale nikt przecież nie zjada na raz takiej porcji :) Jest to za to dobra wskazówka dla dziewczyn, które chcą zdrowo przytyć - zamiast jeść słodycze sięgajcie po pestki dyni (i inne nasiona i orzechy) jak najczęściej!

Jakie mają właściwości?

Poza wzmacnianiem włosów pestki dyni walczą też z ich nadmiernym wypadaniem, łamliwością i brakiem blasku. Wzmacniają też nasze paznokcie i poprawią stan cery (zwłaszcza trądzikowej). Dzięki zawartości lecytyny poprawiają pamięć i koncentrację. Według licznych badań korzystnie działają również w przypadku różnych chorób: raka prostaty, kamicy nerkowej, choroby układu krążenia i wątroby, nadciśnienie, pasożyty czy bezsenność. Są polecane zwłaszcza osobom starszym, ale nie oznacza to, że my nie możemy ich jeść ;)

Jak je jeść?

Ja najbardziej lubię podgryzać je solo ;) Wyjątkowo smaczne są te ze zdjęcia powyżej, które za ok. 6zł kupuję w Rossmannie. Możemy dodawać je do sałatek, posypywać nimi kanapki, dodawać do musli czy zup (ja lubię je zwłaszcza w tych typu krem). Idealnie łączą się ze szpinakiem czy rybą, ale też na słodko z owocami. Jeśli pieczecie własne pieczywo to również warto dorzucić do niego garść pestek z dyni. Sama już dawno nie piekłam własnego chleba, ale co jakiś czas kupuje sobie razowe bułeczki z ogromna ilością pestek z dyni. Tak naprawdę możliwości macie nieograniczone ;)


I jak przekonałam Was do pestek dyni? ;) A może wcale przekonywać Was nie trzeba?


Pozdrawiam Was serdecznie,

Haul włosowo-kosmetycznie-ubraniowy ;)

$
0
0
Pisałam Wam kilka dni temu na facebooku o zniżce w Yves Rocher (-50% na wszystko), z której skorzystałam i którą się z Wami podzieliłam, więc dziś pora pokazać co konkretnie wybrałam z ich oferty :) Przy okazji pokażę Wam i inne zakupy z ostatnich dni:

Włosowe:

Szampon zwiększający objętość - o szamponach z Yves Rocher czytałam wiele razy. Nie spodziewam się cudów, ale stwierdziłam, że z przyjemnością jeden z nich przetestuję :) Ten mój bardzo ładnie pachnie i na razie to wszystko co mogę o nim powiedzieć. Cena po rabacie: 5,95zł

Płukanka octowa z malin - dobrze Wam już wszystkim znana, bo na blogu pokazywałam ją już kilka razy. nadal jestem absolutnie uzależniona od jej zapachu, więc nie mogłam się oprzeć i nie wrzucić jej do koszyka, pomimo tego, że działanie jej jest raczej przeciętne. Cena po rabacie: 12,45zł

Woda ułatwiająca rozczesywanie - o pięknym, naturalnym zapachu lipy. Mam zamiar używać jej zarówno po myciu, jak i przed olejowaniem. Być może zrobię sobie też na jej bazie mgiełkę z filtrem UV :) Cena po rabacie:12,45zł

Maska do włosów farbowanych Ziaja - o maskach i odżywkach z Ziai piszecie mi bardzo często, równie często prosicie mnie o to bym przetestowała i opisała je na blogu. Ostatnio natknęłam się na całe stoisko Ziai (w Bonarce) i skusiłam się na początek na jedną maskę :) Zobaczymy jak się sprawdzi! Cena: ok. 6zł

Suche szampony Batiste - tym razem skusiłam się na nową wersję zapachową - Wild ;) Pewnie Tropical i tak nie przebije, ale lubię mieć co jakiś czas taką miłą odmianę :) Cena: 14,99zł


Kosmetyczne:

Woda kolońska Werbena - mój ukochany zapach na lato :) Pewnie nigdy nie dowiedziałabym się o tym, że tak kocham zapach werbeny, gdyby nie "Pamiętniki wampirów" ;) Z ciekawości najpierw kupiłam olejek eteryczny, a potem właśnie tę wodę. To już moja trzecia butelka i na pewno nie ostatnia. Cena po rabacie: 37,50zł

Dezodorant w kulce z aloesem BIO - nigdy nie miałam kulek z YR, ale nie jestem zadowolona z antyperspirantu, który mam w tej chwili i chciałam wypróbować coś nowego :) Pachnie niezbyt przyjemnie, ale akurat w tym przypadku liczy się dla mnie wyłącznie skuteczność i to by nie brudził ubrań. Cena po rabacie: 5,95zł

Samoopalający krem przeciwzmarszczkowy do twarzy - od dawna szukałam czegoś dobrego do twarzy, bo jej nie opalam nigdy. W tej chwili różnica pomiędzy twarzą a szyją jest już widoczna, więc najwyższa pora na opaleniznę z tubki ;) O tym kremie słyszałam wiele dobrego, na wizażu też dziewczyny są nim zachwycone (zobaczcie TUTAJ). Jeśli rzeczywiście tak dobrze się u mnie sprawdzi nie omieszkam wam o nim napisać.Cena po rabacie: 24,50zł

Żel pod prysznic Gardenia z Polinezji - nareszcie wrócił! Strasznie tęskniłam za tym zapachem i byłam pewna, że został wycofany na stałe. Jak zobaczyłam go na stronie to od razu kliknęłam dwie buteleczki. Pachnie chyba tak samo jak jego poprzednia wersja, a nawet jeśli nie to ten zapach też mi się niesamowicie podoba. Cena po rabacie: 4,45zł

Peeling czekoladowy Ziaja - skusiłam się na niego przede wszystkim ze względu na zapach. Uwielbiam kosmetyki pachnące jedzeniem, zwłaszcza słodyczami ;) Nie mogłam niestety nigdzie dorwać peelingu morelowego z Marizy, ale mam nadzieję, że ten będzie równie dobry :) Cena: ok. 13zł


Ubraniowe:

Sandały - zwykłe, czarne, zapinane z tyłu na pietach. O dziwo bardzo wygodne, ale po dłuższym spacerze z Czarownicującą jednak mnie trochę obtarły. Cena: 49zł

Naszyjnik - długo szukałam czegoś sporego i kolorowego ;) Ten skusił mnie niską ceną (znów promocja -50%) i oczywiście 'moim' kolorem. Cena: ok. 22zł

Krótkie spodenki House - kilka dni temu zaczęły się w Krakowie prawdziwe upały. Z niemałą radością odkryłam, ze wszystkie krótkie spodenki, które nosiłam w zeszłym roku obecnie prawie dosłownie spadają mi z tyłka ;) Nie pozostało mi nic innego niż iść na zakupy :D Te swoje upolowałam za 49zł.

Koszulki: szara z koronką i różowa z baskinką House - jakiś czas temu pokazywałam Wam te same koszulki w innych wersjach kolorystycznych (koral i czerń). Są na tyle ładne i wygodne, że skusiłam się na następne ;) zwłaszcza, że kosztowały niewiele: chyba 20zł i 35zł


A Wy wolicie zakupy kosmetyczne czy ubraniowe? ;)


Pozdrawiam Was serdecznie,

Piątkowa Inspiracja Włosowa (37) - "organiczny" kucyk

$
0
0
Był już na blogu w PIWach 'organiczny' kok i warkocz, więc najwyższa pora na kucyk bez użycia żadnych spinek czy gumek. Właście takie fryzury, niewymagające żadnych akcesoriów autorka filmiku nazwała organicznymi. Nie wiem czy ta nazwa jest w 100% adekwatna, ale oddaje mniej więcej ideę, więc i ja się będę nią posługiwać.

Kucyk sam w sobie nie jest już tak prosty jak kok czy warkocz, ale mimo wszystko wierzę, ze wielu z Was uda się go zrobić :) Jest na pewno bardzo efektowny i wart starań ;) Zresztą zobaczcie same:


Ja swojej wersji jeszcze robić nie próbowałam. Tzn próbowałam, ale poddałam się w połowie. Muszę mieć nieco luźniejszy dzień na takie zabawy, a ostatnio o to u mnie naprawdę ciężko :/


Dajcie znać w komentarzach jeśli się skusicie i spróbujecie go zrobić na swoich włosach :)


Pozdrawiam Was serdecznie,

PS Wybieram się dziś z Anią i Pauliną na Blog Experts :) Jest to takie, największe chyba w Krakowie, spotkanie blogerów. Będzie między innymi Radek z Polimaty.tv, Paulina i Michał z Kotlet.tv i Kuba z Matura to bzdura ;) Zapowiada się naprawdę ciekawie! Wzięłam aparat, więc jeśli mi się uda to może co nieco pokażę Wam w niedzielę :)) A może któraś z Was też tam będzie?

Moja włosowa historia - Vericle

$
0
0
Jeszcze trochę nieprzytomna po wczorajszym spotkaniu Blog Experts ;) obudziłam się z myślą, że muszę jak najszybciej wrzucić Wam nową MWH :))) Pogoda (przynajmniej w Krakowie) co prawda nie zachęca do siedzenia przed komputerami, ale może znajdziecie chwilę by poznać Vericle i jej piękne kręciołki :) Zapraszam!




Moje włosomaniactwo zaczęło się w sumie niedawno - jakoś od września 2012, tak myślę. Na początku jednak nie polegało ono na 'obsesyjnej pielęgnacji' a raczej na 'obsesyjnym dbaniu o wygląd', niekoniecznie dobrymi sposobami... ;) Ale może od początku.

Na początku moje włosy to była... tragedia!! Pierwsze zdjęcie zostało zrobione bo ja wiem, może w 2005 roku. Zawsze miałam długie włosy, jak miałam może 4 latka to sięgały one prawie do talii i były pięknie pofalowane, zdrowe, lśniące. Problem zaczął się z dniem w którym stwierdziły że jednak mają kręconą duszę.. :D



Ale zarówno ja jak i moja mama nie byłyśmy zbytnio wkręcone we włosowy temat i tym sposobem moje mocno kręcone włosy były czesane na sucho i to jeszcze zwykłym grzebieniem. Codziennie rano katowane i spinane, bo taka szopa nie nadawała się do chodzenia bez upięcia. I oczywiście nikt nie miał pojęcia co jest nie tak :D Włosy myłam stosunkowo rzadko, zwykłym szamponem, o odżywce nie było mowy, od razu też suszenie bez żadnych stylizatorów. Bomba!



I tak to trwało, rok, dwa...



W pewnym momencie chyba zaczęły się bardziej kręcić, a może użyłam jakiegoś szamponu - nie pamiętam dokładnie, w każdym razie było ODROBINKĘ lepiej, ponieważ było widać jakiś skręt. Ale włosy w dalszym ciągu czesane na sucho, co zresztą widać :D



I tak ciągle chodziłam w jakoś poupinanych, mimo to wyglądały strasznie - jak jakaś wielka kula na mojej szyi, coś okropnego. Ich stan był pewnie gorszy niż zły.



I w 2009 roku nadszedł jakiś moment przełomowy - stwierdziłam, że idę do fryzjera (tak, niezbyt często bywałam, bo po co- przecież trzeba zapuszczać włosy!), no i decyzja - ścinamy DUŻO. Walnęłam sobie nawet jakiś ciemniejszy kolor. Nie mogłam się długo przyzwyczaić do nowej fryzury ale wyglądała dużo lepiej niż to co było poprzednio! Mimo, że włosy były nadal mocno zniszczone. Parę razy pochodziłam na saunę (dla włosów) ale nic mi to nie dawało. Do stylizacji dużo pianki, loczki były i to jakoś wystarczało.


Widać, jakie suche sprężynki - masakra :D

Od tamtego momentu nosiłam krótkie włosy, generalnie do ramion, czasem dłuższe (ale tylko trochę). I dalej ta sama pielęgnacja – szampony zwykłe, drogeryjne, odżywka czasami też jakaś zwykła, co jakiś czas wyprostowanie włosów (które wyglądały ŹLE) tak dla odmiany, do stylizacji duużo pianki (ewentualnie jakiś krem do loków ale sporadycznie).


 2011 rok

Włosy częściej nosiłam rozpuszczone ale w wakacje 11' byłam na zgrupowaniu sportowym, więc często ściągałam je gumką. Kręciły się dziwnie, od ucha w dół, na górze były jakieś przyklapnięte. Ale od razu po myciu, roztrzepane z PIANKĄ nie były takie złe :D Dalej widać przesuszenie i brak zdefiniowanego, mocniejszego skrętu wszystkich włosów.

Jakoś od wakacji 2012 zaczęłam zapuszczać włosy. Kiedyś tam miałam epizod z czerwoną szamponetką ale wyszło gorzej niż źle, więc zrezygnowałam z jakichkolwiek eksperymentów. Włosy im były dłuższe tym bardziej się prostowały w dolnych partiach, ich stan był trochę lepszy niż wcześniej.
Zaczęłam co jakiś czas robić domowe maseczki, ale to rzadko. Podcięłam końcówki po ponad roku i generalnie można było przyjąć, że wyglądają znośnie. W lipcu wyjechałam na morze i tam musiałam suszyć włosy, niestety bez dyfuzora. Od morza też trochę się przesuszyły.

 
Chyba od listopada zaczął się etap, który chyba każda kręconowłosa musi przejść... PROSTOWANIE :) Nie zajmowało mi to dużo czasu, włosy były po tym dużo lepsze, nie było kłopotu z układaniem - nic tylko prostować! I na szczotce, i prostownicą - różne bajery. Oczywiście, że  zabezpieczałam włosy - końcówki robiłam jedwabiem :D Tak więc możecie sobie wyobrazić w jakim były stanie.




W grudniu zdecydowałam się na keratynowy zabieg na włosy - włosy były po nim troszeńke bardziej rozprostowane, powiedziałabym, że skręt był trochę luźniejszy. Ale proste jak druty nie były na pewno ;) Ten zabieg dał im dużo odżywienia, mimo iż nie zachowały się tak jak obiecywał producent keratynowego preparatu. Na studniówkę miałam zrobione loki prostownicą i baardzo mi się podobały - takie włosy mogłabym mieć na co dzień!



Od grudnia zaczęłam stosować więcej odżywek, robiłam maski, moje włosy zdecydowanie bardziej odżyły. Co jakiś czas sobie tam wyprostowałam, nie umiałam się powstrzymać :D Ale już bardziej z głową - najpierw na szczotce i potem delikatnie prostownicą, z odpowiednim zabezpieczeniem. Kiedy moje włosy były wyprostowane to nadawałyby się do reklamy! wszyscy mi mówili jakie są ładne, sama byłam zdziwiona. I były (są nadal) bardzo podatne, po wyprostowaniu i wyjściu nawet na mały deszcz nie kręciły się i puszyły, lecz tylko wywijały.



Warto też dodać, że keratynowy zabieg zupełnie zniwelował mi rozdwojone końcówki. Ostatni raz u fryzjera byłam w styczniu, przed studniówką, i wtedy podcięłam je minimalnie. Do teraz nie mam praktycznie żadnych rozdwojonych końcówek. Powyższe zdjęcie jest z 14 kwietnia i jak na razie to ostatni raz, kiedy prostowałam.

Moję kręcioły miały okres, że bardzo szybko rosły. Obecnie dolne pasma mają długość około 40 cm (po naciągnięciu), skręt stopniowo się poprawia. Robiłam z nimi też różne cuda, żeby rozluźnić skręt - nie chciałam mieć sprężynek tylko grubsze loki. Zakręcałam je w ślimaczki, spałam w koczkach, no wszystko chyba wypróbowałam :D



I generalnie moje włosy nie były już takie złe. Zaczęłam olejowanie, domowe maski, ugniatanie, przestałam w ogóle używać pianek. Wybierałam łagodne szampony, lepsze odżywki. Jednak końce zwisały jakoś marnie i posiadałam dziwną grzywkę, długą, która się prostowała po zakładaniu za ucho. No to co? Nożyczki w dłoń :D




Sama podcięłam grzywkę i trochę końcówki, żeby lepiej się układały. Wyszło generalnie nie najgorzej, chociaż teraz grzywkę muszę prostować - strasznie się wywija. Ale wolę to, niż to co było przedtem... Stety albo niestety bardzo szybko odrasta i muszę ją często podcinać :) Ostatnio zaczęłam też stosować płukankę z mięty i pokrzywy - włosy po niej rewelacyjnie błyszczą!

Na dzień dzisiejszy wygląda tak:



Moje loki nie są aż tak wyraziste z przodu, więc w miarę prosta grzywka nie gryzie się z nimi, wygląda dobrze. Rzut okiem na końcówki i ogólny wygląd z tyłu:



Tu jeszcze lekko wilgotne, ale widać długość

I ciekawostka - od słońca zaczęły mi rudzieć! Założyłam sobie, ze po maturze zrobię sobie jakiś ciemniejszy kolor, teraz jednak chyba poczekam i zobaczę, jak moja naturalna koloryzacja się rozwinie :D

Zdjęcie w pełnym słońcu



Przy normalnym świetle

Moja aktualna pielęgnacja:

-Olejowanie: teraz używam oliwy z oliwek, oleju rycynowego
-Szampony: Nivea dziecięcy, do oczyszczania Joanna Miód i Cytryna
-Odżywki: Króluje Garnier Awokado i masło Karite, bez spłukiwania Joanna Miód i Cytryna
-Maski: Akurat maski robie swoje, w domu: z miodem, z żółtek, z naftą, z olejami, z owocami, przeróżne kombinacje
-Stylizacja: Obecnie Isana żel do stylizacji, żółty. Czasem krem do loków Nivea, na końcówki jedwab lub kropla oleju rycynowego

Może nie jest jeszcze jakoś spektakularnie, ale moja włosowa historia ukazuje, że z bardzo zniszczonych włosów można w całkiem szybki sposób 'wybrnąć' :) Jeszcze dużo muszę się poduczyć, najwięcej o kosmetykach i ich składzie, ale i tak baardzo dużo zawdzięczam zarówno Anwen jak i innym blogerkom. Więc wielkie DZIĘKUJĘza zmianę światopoglądu, wiele dobrych rad i pomoc :)) Teraz już tylko ku lepszemu!

Pozdrawiam, Vericle!

Tydzień w zdjęciach (18) - Blog Experts i inne ;)

$
0
0
Ten tydzień stał pod znakiem upałów ;) Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam taką pogodę i najchętniej żyłabym w kraju w którym na co dzień temperatura wynosi 30 stopni! :D Nigdy nie narzekam, chociaż muszę przyznać, że poruszanie się komunikacją miejską w tym tygodniu do najprzyjemniejszych nie należało ;) Ale są przecież sposoby by się ochłodzić, a najlepszym z nich są oczywiście lody! te ze Starowiślnej rzecz jasna :))) W zeszły wtorek udało mi się na nie zabrać Czarownicującą, z którą w końcu udało mi się spotkać na żywo! Świetnie nam się gadało (i to nie tylko o włosach), więc jestem pewna, że to nie nasze ostatnie spotkanie :)

Z racji upałów i odsłaniania większych powierzchni ciała wyciągnęłam z pudełka nieco zapomniany suchy olejek Nuxe z drobinkami. Trzeba mu przyznać, że na opalonej skórze, zwłaszcza w słońcu wygląda cudownie ;) Ale mimo wszystko jak za taką cenę to jest to dla mnie zbędny gadżet i więcej go nie kupię. Może za to skuszę się na wersję DIY, którą pokazywała u siebie (TUTAJ) Alinka ;)

Tak jak pisałam Wam na facebooku wczoraj zupełnie przypadkiem upolowałam kilka fajnych ciuszków :) Wybraliśmy się z moim Krzyśkiem po jego ślubną koszulę do Factory i przy okazji wstąpiłam do tamtejszego House. Nie wiem czemu przez tyle lat omijałam ten sklep... teraz jak już pewnie zauważyłyście kupuję głównie w nim :D Tym razem wybrałam czerwony trencz, którego szukałam całą zeszłą wiosnę i jesień i pomimo przymierzenia setek modeli nic na mnie dobrze nie leżało. Ten leży idealnie, a do tego kosztował raptem 69zł ;) Oprócz tego kupiłam dwukolorowy strój kąpielowy (19zł), czarną, koronkową spódniczkę (29zł) i chabrową, plisowaną sukienkę (39zł), z której cieszę się chyba najbardziej :))

Oprócz ubrań znalazłam też ciekawe szpilki - jak pewnie łatwo się domyślicie urzekły mnie te fioletowe obcasy i różowa podeszwa. 

W tym tygodniu jadłam głównie truskawki, w każdej możliwej postaci ;) Ostatnio zainspirowana TYM przepisem Pauli z Just my delicious ugotowałam z nich nawet kompot. Z dodatkiem goździków, miodu i kardamonu smakuje naprawdę wyjątkowo :)

Na zdjęciach poniżej znajdziecie jeszcze greckie, oliwkowe mydło z jaśminem, które dostałam od Ani - siostry mojego Krzyśka. Pachnie naprawdę wyjątkowo, a wygląda podobnie do mydła Alepp. Muszę dokładnie o nim poczytać, bo na etykiecie niestety większość jest napisana po grecku ;) 

I ostatnie dwa zdjęcia to pamiątki z Blog Experts, o którym napiszę Wam za chwilę ;) Cukierki Verbeny (dostaliśmy po jednej paczce spersonalizowanej wersji - dojrzycie ją na samym dole) o smaku zielonej herbaty smakowały dokładnie tak jak pachnie jeden z moich ukochanych kosmetyków. Długo nie mogłam sobie przypomnieć co to za zapach, na szczęście Ani udało się rozwiązań zagadkę ;) Jest to zapach serii Trawa cytrynowa i Kokos z Pat&Rub.


Wracając do Blog Experts to niestety nie było ani Radka z Polimaty.tv ani Kuby z Matura to bzdura :( Na szczęście Paulina i Michał z Kotlet.tv nie zawiedli :)) Miałam okazję pogadać sobie z nimi już po całym evencie i jest szansa, że niedługo zobaczycie mnie na ich kanale :D Musiałabym tylko zwalczyć swoją tremę...

Poza prezentacjami, które dotyczyły głównie współprac z firmami mieliśmy okazję zobaczyć pokaz mody przygotowany przez krakowskie blogerki modowe:


Absolutną furorę zrobiła wysoka-bloggerka, która prezentowała się na wybiegu jak rasowa modelka ;) Na zdjęciu w środku dziewczyna, której włosy podziwiali absolutnie wszyscy! Jak na mój gust może nieco za długie, ale za to niesamowicie zdrowe, błyszczące i w idealnej kondycji aż po same końce!

Na wybiegu nie zabrakło też Panów ;) Brawo za odwagę! zwłaszcza dla Pana po środku, który chyba nie planował swojego występu... :D


Na koniec mieliśmy panel dyskusyjny dotyczący oczywiście współprac :) Jestem ciekawa czy rozpoznacie wszystkich tych panów:


Ja zostałam wzięta za blogerkę modową :) W sumie ze związanymi włosami (okropny upał, z którym nawet klimatyzacja sobie nie radziła) nie byłam najlepszą reklamą swojego bloga ;) ale co zrobić, jeśli włosy po całym takim dniu nie wyglądają już niestety najlepiej :( a nie miałam już w torebce miejsca na suchy szampon, który mógłby mnie w tym momencie poratować...


I to by było na tyle :) Mam nadzieję, że kolejny mój tydzień będzie równie udany! Chociaż patrząc na prognozy pogody nie spodziewam się zbyt wiele...


A jak Wam minął ten tydzień?


Pozdrawiam Was serdecznie,

Niedziela dla włosów ;)

$
0
0

Dawno już nie miałam takiego dnia, kiedy mogłam tak naprawdę zadbać o swoje włosy... Ostatnio jak wiecie mam dosyć sporo na głowie, mnóstwo rzeczy do załatwienia, jeszcze więcej do zaplanowania i włosy po prostu zeszły na drugi plan. Wczoraj cały dzień spędziłam w domu, więc w końcu udało mi się zrobić im prawdziwe SPA :D

Co takiego zrobiłam?

1. W sobotę wieczorem spryskałam włosy olejowym serum w spray'u. Oprócz oleju z czarnuszki znalazły się w nim hydrolat oczarowy, rosyjski balsam imbirowy i trochę półproduktów: kwas hialuronowy, panthenol, ekstrakt z aloesu, witaminy all in one i mleczko pszczele. 

2. W niedzielę z rana (ale już po wypiciu kawy ;) ) dołożyłam na włosy Terapeutyczną maskę do włosów z Mythos. Jej bogaty, emolientowy skład jest idealny do takiego głębokiego odżywiania. Po nałożeniu maski zrobiłam włosom domową saunę :) 

3. Jak włosy już wystygły i wyschły zamiast je umyć dołożyłam im jeszcze kolejną dawkę oleju. Tym razem użyłam do tego cudownie pachnącej mgiełki Mythos, o której pewnie niedługo napiszę Wam coś więcej, bo jestem nią naprawdę zachwycona :)

4. Z takimi włosami (zawiniętymi oczywiście w TAKI koczek) pochodziłam aż do wieczora i dopiero wtedy umyłam włosy szamponem. Nic już później na nie nie nakładałam :)

Co mi to dało?

Włosy nareszcie są 'dopieszczone' :) ewidentnie brakowało im olejowania, które jak wiecie ostatnio dosyć mocno zaniedbałam. Dziś są niesamowicie gładkie, błyszczące, lejące się i nawilżone aż po same końce :)))


Od razu może uprzedzę, że nie każdej z Was będzie pasowało takie wielogodzinne olejowanie. Moje włosy akurat to lubią, ale też nie za często. Pamiętajcie też, że jeśli zostawiacie olej czy odżywkę/maskę na włosach na noc to nie nakładajcie ich na skalp - może to spowodować nadmierne wypadanie.


Robicie sobie czasem takie domowe SPA? Jak wtedy najchętniej dbacie o włosy? 
Podzielcie się swoimi patentami w komentarzach :))


Pozdrawiam Was serdecznie,

PS Gwoli wyjaśnienia - kosmetyki Mythos dostałam od koleżanki :)
Viewing all 920 articles
Browse latest View live