Jeszcze trochę nieprzytomna po wczorajszym spotkaniu Blog Experts ;) obudziłam się z myślą, że muszę jak najszybciej wrzucić Wam nową MWH :))) Pogoda (przynajmniej w Krakowie) co prawda nie zachęca do siedzenia przed komputerami, ale może znajdziecie chwilę by poznać Vericle i jej piękne kręciołki :) Zapraszam!
Moje włosomaniactwo zaczęło się w sumie niedawno - jakoś od września 2012, tak myślę. Na początku jednak nie polegało ono na 'obsesyjnej pielęgnacji' a raczej na 'obsesyjnym dbaniu o wygląd', niekoniecznie dobrymi sposobami... ;) Ale może od początku.
Na początku moje włosy to była... tragedia!! Pierwsze zdjęcie zostało zrobione bo ja wiem, może w 2005 roku. Zawsze miałam długie włosy, jak miałam może 4 latka to sięgały one prawie do talii i były pięknie pofalowane, zdrowe, lśniące. Problem zaczął się z dniem w którym stwierdziły że jednak mają kręconą duszę.. :D
Ale zarówno ja jak i moja mama nie byłyśmy zbytnio wkręcone we włosowy temat i tym sposobem moje mocno kręcone włosy były czesane na sucho i to jeszcze zwykłym grzebieniem. Codziennie rano katowane i spinane, bo taka szopa nie nadawała się do chodzenia bez upięcia. I oczywiście nikt nie miał pojęcia co jest nie tak :D Włosy myłam stosunkowo rzadko, zwykłym szamponem, o odżywce nie było mowy, od razu też suszenie bez żadnych stylizatorów. Bomba!
I tak to trwało, rok, dwa...
W pewnym momencie chyba zaczęły się bardziej kręcić, a może użyłam jakiegoś szamponu - nie pamiętam dokładnie, w każdym razie było ODROBINKĘ lepiej, ponieważ było widać jakiś skręt. Ale włosy w dalszym ciągu czesane na sucho, co zresztą widać :D
I tak ciągle chodziłam w jakoś poupinanych, mimo to wyglądały strasznie - jak jakaś wielka kula na mojej szyi, coś okropnego. Ich stan był pewnie gorszy niż zły.
I w 2009 roku nadszedł jakiś moment przełomowy - stwierdziłam, że idę do fryzjera (tak, niezbyt często bywałam, bo po co- przecież trzeba zapuszczać włosy!), no i decyzja - ścinamy DUŻO. Walnęłam sobie nawet jakiś ciemniejszy kolor. Nie mogłam się długo przyzwyczaić do nowej fryzury ale wyglądała dużo lepiej niż to co było poprzednio! Mimo, że włosy były nadal mocno zniszczone. Parę razy pochodziłam na saunę (dla włosów) ale nic mi to nie dawało. Do stylizacji dużo pianki, loczki były i to jakoś wystarczało.
Widać, jakie suche sprężynki - masakra :D
Od tamtego momentu nosiłam krótkie włosy, generalnie do ramion, czasem dłuższe (ale tylko trochę). I dalej ta sama pielęgnacja – szampony zwykłe, drogeryjne, odżywka czasami też jakaś zwykła, co jakiś czas wyprostowanie włosów (które wyglądały ŹLE) tak dla odmiany, do stylizacji duużo pianki (ewentualnie jakiś krem do loków ale sporadycznie).
2011 rok
Włosy częściej nosiłam rozpuszczone ale w wakacje 11' byłam na zgrupowaniu sportowym, więc często ściągałam je gumką. Kręciły się dziwnie, od ucha w dół, na górze były jakieś przyklapnięte. Ale od razu po myciu, roztrzepane z PIANKĄ nie były takie złe :D Dalej widać przesuszenie i brak zdefiniowanego, mocniejszego skrętu wszystkich włosów.
Jakoś od wakacji 2012 zaczęłam zapuszczać włosy. Kiedyś tam miałam epizod z czerwoną szamponetką ale wyszło gorzej niż źle, więc zrezygnowałam z jakichkolwiek eksperymentów. Włosy im były dłuższe tym bardziej się prostowały w dolnych partiach, ich stan był trochę lepszy niż wcześniej.
Zaczęłam co jakiś czas robić domowe maseczki, ale to rzadko. Podcięłam końcówki po ponad roku i generalnie można było przyjąć, że wyglądają znośnie. W lipcu wyjechałam na morze i tam musiałam suszyć włosy, niestety bez dyfuzora. Od morza też trochę się przesuszyły.
Chyba od listopada zaczął się etap, który chyba każda kręconowłosa musi przejść... PROSTOWANIE :) Nie zajmowało mi to dużo czasu, włosy były po tym dużo lepsze, nie było kłopotu z układaniem - nic tylko prostować! I na szczotce, i prostownicą - różne bajery. Oczywiście, że zabezpieczałam włosy - końcówki robiłam jedwabiem :D Tak więc możecie sobie wyobrazić w jakim były stanie.
W grudniu zdecydowałam się na keratynowy zabieg na włosy - włosy były po nim troszeńke bardziej rozprostowane, powiedziałabym, że skręt był trochę luźniejszy. Ale proste jak druty nie były na pewno ;) Ten zabieg dał im dużo odżywienia, mimo iż nie zachowały się tak jak obiecywał producent keratynowego preparatu. Na studniówkę miałam zrobione loki prostownicą i baardzo mi się podobały - takie włosy mogłabym mieć na co dzień!
Od grudnia zaczęłam stosować więcej odżywek, robiłam maski, moje włosy zdecydowanie bardziej odżyły. Co jakiś czas sobie tam wyprostowałam, nie umiałam się powstrzymać :D Ale już bardziej z głową - najpierw na szczotce i potem delikatnie prostownicą, z odpowiednim zabezpieczeniem. Kiedy moje włosy były wyprostowane to nadawałyby się do reklamy! wszyscy mi mówili jakie są ładne, sama byłam zdziwiona. I były (są nadal) bardzo podatne, po wyprostowaniu i wyjściu nawet na mały deszcz nie kręciły się i puszyły, lecz tylko wywijały.
Warto też dodać, że keratynowy zabieg zupełnie zniwelował mi rozdwojone końcówki. Ostatni raz u fryzjera byłam w styczniu, przed studniówką, i wtedy podcięłam je minimalnie. Do teraz nie mam praktycznie żadnych rozdwojonych końcówek. Powyższe zdjęcie jest z 14 kwietnia i jak na razie to ostatni raz, kiedy prostowałam.
Moję kręcioły miały okres, że bardzo szybko rosły. Obecnie dolne pasma mają długość około 40 cm (po naciągnięciu), skręt stopniowo się poprawia. Robiłam z nimi też różne cuda, żeby rozluźnić skręt - nie chciałam mieć sprężynek tylko grubsze loki. Zakręcałam je w ślimaczki, spałam w koczkach, no wszystko chyba wypróbowałam :D
I generalnie moje włosy nie były już takie złe. Zaczęłam olejowanie, domowe maski, ugniatanie, przestałam w ogóle używać pianek. Wybierałam łagodne szampony, lepsze odżywki. Jednak końce zwisały jakoś marnie i posiadałam dziwną grzywkę, długą, która się prostowała po zakładaniu za ucho. No to co? Nożyczki w dłoń :D
Sama podcięłam grzywkę i trochę końcówki, żeby lepiej się układały. Wyszło generalnie nie najgorzej, chociaż teraz grzywkę muszę prostować - strasznie się wywija. Ale wolę to, niż to co było przedtem... Stety albo niestety bardzo szybko odrasta i muszę ją często podcinać :) Ostatnio zaczęłam też stosować płukankę z mięty i pokrzywy - włosy po niej rewelacyjnie błyszczą!
Na dzień dzisiejszy wygląda tak:
Moje loki nie są aż tak wyraziste z przodu, więc w miarę prosta grzywka nie gryzie się z nimi, wygląda dobrze. Rzut okiem na końcówki i ogólny wygląd z tyłu:
Tu jeszcze lekko wilgotne, ale widać długość
I ciekawostka - od słońca zaczęły mi rudzieć! Założyłam sobie, ze po maturze zrobię sobie jakiś ciemniejszy kolor, teraz jednak chyba poczekam i zobaczę, jak moja naturalna koloryzacja się rozwinie :D
Zdjęcie w pełnym słońcu
Przy normalnym świetle
Moja aktualna pielęgnacja:
-Olejowanie: teraz używam oliwy z oliwek, oleju rycynowego
-Szampony: Nivea dziecięcy, do oczyszczania Joanna Miód i Cytryna
-Odżywki: Króluje Garnier Awokado i masło Karite, bez spłukiwania Joanna Miód i Cytryna
-Maski: Akurat maski robie swoje, w domu: z miodem, z żółtek, z naftą, z olejami, z owocami, przeróżne kombinacje
-Stylizacja: Obecnie Isana żel do stylizacji, żółty. Czasem krem do loków Nivea, na końcówki jedwab lub kropla oleju rycynowego
Może nie jest jeszcze jakoś spektakularnie, ale moja włosowa historia ukazuje, że z bardzo zniszczonych włosów można w całkiem szybki sposób 'wybrnąć' :) Jeszcze dużo muszę się poduczyć, najwięcej o kosmetykach i ich składzie, ale i tak baardzo dużo zawdzięczam zarówno Anwen jak i innym blogerkom. Więc wielkie DZIĘKUJĘza zmianę światopoglądu, wiele dobrych rad i pomoc :)) Teraz już tylko ku lepszemu!
Pozdrawiam, Vericle!