Dawno już nie było na blogu loczków, a jak wiecie ja jestem ich ogromną miłośniczką :) Dziś więc dla odmiany mocno zakręcona MWH Marty:
Długo się wahałam, czy powinnam podzielić się moją historią, ale wydaje mi się, że po 7 latach włosomaniactwa to tylko kolejny krok. Mam nadzieję, że chociaż trochę kogoś zmotywuję do dalszej walki z opornymi lokami :)
Do 2 roku życia byłam po prostu łysa. Mama zakładała mi kolorowe chustki na głowę, a wszystkim mówiła, żeby poczekali, że jak już mi te włosy urosną, to będą zazdrościć…
Następnie pojawiła się burza uroczych, cieniutkich blond włosów. Z tego co pamiętam były myte jakimiś dziecięcymi, ewentualnie familijnymi szamponami. Nikt w rodzinie nie miał pojęcia jak te kłaczki pielęgnować i tak sobie rosły, co jakiś czas przycinane przez mamę.
Jakoś na etapie podstawówki włosy się wyprostowały (czasem zdarzało im się falować), zrobiły się grube, ciężkie, zaczęły się przyciemniać. Płakałam i krzyczałam za każdym razem, kiedy trzeba było je rozczesać. Strasznie się plątały. Większość czasu były po prostu związane w kitkę.
Co jakiś czas mama skracała je do ramion i poprawiała grzywkę. Na specjalne okazje próbowałyśmy kręcić je lokówką, ale po godzinie znów były proste jak druty. Zgodnie z tradycją włosy zapuściłam na komunię, potem obcięłam.
Taki stan utrzymywał się dość długo, co jakiś czas próbowałam je podkręcać papilotami czy lokówką, na wyrywki używałam różnych sklepowych odżywek z ładnymi opakowaniami, myłam szamponem, który akurat były w domu i nie zwracałam na nie za bardzo uwagi. Kiedy miałam 12 lat były dość długie, ładnie dociążone i niskoporowate.
Ale nadszedł okres gimnazjum i tak jak większość dziewczyn postanowiłam coś z nimi zrobić więc…obcięłam je na wysokość żuchwy, zrobiłam grzywkę (na prosto, potem zebrałam ją na bok) i zaczęłam je farbować (na zdjęciach poniżej widać je już po którymś z kolei farbowaniu i zapuszczeniu).
Codziennie katowałam je prostownicą, używałam beznadziejnych kremów do stylizacji, myłam szamponem z SLS. Wyglądały tragicznie, były matowe, szorstkie w dotyku.
W tym czasie też rozwinęły się u mnie zaburzenia odżywiania. Włosy wypadały garściami, byłam przerażona codziennie wyciągając je ze zlewu w łazience i dosłownie modliłam się, żeby nie wyłysieć. Zaczęłam łykać suplementy, ale niewiele to dawało.
Pewnego dnia odkryłam, że…moje włosy są kręcone! Niby oczywiste przy włosach wywiniętych na wszystkie strony świata, a jednak potrzebowałam prawie roku, żeby do tego dojść. Zawsze po prostu myślałam, że skoro wszyscy używają prostownicy, to znaczy że ja też muszę i tyle. Po tych wszystkich zabiegach drastycznie zwiększyła się ich porowatość - do tej pory „wciągają” jak szalone wszystko, co na nie nakładam.
Zaczęłam czytać o pielęgnacji loków na Wizażu, zaopatrzyłam się w tonę masek i odżywek, szampon Johnson’s Baby i tak zaczęła się moja droga do zdrowych włosów. Nadal jednak je farbowałam, co jakiś czas „zapominałam” o porządnym nawilżaniu i odpuszczałam pielęgnację, by za jakiś czas znów do niej wrócić.
(tutaj ułożone na wosk nabłyszczający z Joanny przez koleżankę, świeżo po farbowaniu)
(w rzeczywistości aż tak się nie błyszczą ;) )
Moja aktualna pielęgnacja:
Oleje: Amla, Khadi, oliwa z oliwek, olej z pestek winogron, olej lniany, olej kokosowy.
Maski: Biowax, Sylveco, Shea Moisture, Planeta Organica, Natura Siberica, Babuszka Agafia,
Odżywki do mycia: balsam z aloesem Mrs. Potters, Natura Siberica, Babuszka Agafia, Kallos
Szampony: płyn do higieny intymnej Facelle, Babydream, Shea Moisture African Black Soap Deep Cleansing Shampoo
Stylizacja: Sunozon Żel po opalaniu z aloesem (Rossmann), Shea Moisture Coconut & Hibiscus Curl Enhancing Smoothie
Regularnie wcieram Jantar, robię płukanki z octu jabłkowego i piwa, maski zawsze wzbogacam olejami, do włosów używam ręczników z mikrofibry, nie używam suszarki (a jeśli już to z dyfuzorem i zimnym nawiewem). Nie używam też gumek z metalowymi elementami, czeszę się tylko na mokro palcami lub z pomocą Tangle Teasera Aqua Splash (polecam!). Podcinam sama, lekko cieniuję. Piję pokrzywę, jem zdrowo i już nie potrzebuję suplementów, żeby jakoś wyglądały. Myję je maksymalnie 2 razy w tygodniu, chociaż zwykle wystarcza raz a porządnie ;) Do odświeżenia (jako suchego szamponu) używam skrobi ziemniaczanej pomieszanej z sodą oczyszczoną i lawendowym olejkiem eterycznym. Moim największym problemem są włosy proste u nasady – jeśli macie jakieś rady to chętnie skorzystam.
Cel? Zapuścić włosy i utrzymać obecną pielęgnację. Marzą mi się włosy sięgające pośladków.
Marta :)
Marta :)