O tym jakie są moje włosy pisałam Wam kiedyś w TYM poście. Choć od tamtego czasu minął prawie równo rok to typ włosów niewiele mi się zmienił, przynajmniej 'na oko'. Co prawda za sprawą ciąży w ostatnim czasie moje włosy stały się zdecydowanie bardziej suche, a przez to delikatne i bardziej niż zwykle porowate to główne cechy takie jak np. grubość pozostały bez zmian.
Mimo wszystko byłam bardzo ciekawa czy moje szacowane na oko cechy włosów są rzeczywiście zgodne z prawdą. Jakiś czas temu przeczytałam u Wiedźmy o możliwości wykonania mikroskopowego badania włosów i cały czas biłam się z myślami czy je robić. Takie badanie może być szczególnie przydatne na początku naszej włosowej drogi, gdy nie potrafimy jeszcze samodzielnie ocenić typu naszych włosów, a co za tym idzie dobrać dla nich najbardziej optymalnej pielęgnacji, ale ja już przynajmniej teoretycznie swoje włosy poznałam na tyle, że to badanie nie było dla mnie niezbędne. Uznałam jednak, że napiszę o nim i przy okazji przedstawię Wam swoje wyniki, bo może komuś z Was się przyda :)
Zacznę może właśnie od wyników. Do badania wysłałam dwa włosy: jeden grubszy (tego typu włosów jest na mojej głowie najwięcej) i drugi cieńszy (ich jest zdecydowanie mniej, ale wciąż jest to spora część moich włosów - na oko około 20-30%). Taka różnorodność jest na naszych głowach zupełnie normalna, tak jak i to, że mogą się pojawiać pojedyncze włosy o innym typie skrętu czy porowatości od pozostałych.
Pierwszy włos, ten grubszy, u nasady miał 0,08145mm czyli nawet więcej niż ten Wiedźmy ;) Te moje można uznać za nieco większej niż średnia grubości, ale daleko im jeszcze do tych naprawdę grubych jak np. mojej mamy. Jak zauważycie na późniejszych zdjęciach ta wartość maleje wraz z odległością od nasady. Im włos dłuższy tym staje się cieńszy na końcach.