Szczerze mówiąc chyba jeszcze nigdy żaden miesiąc nie upłynął mi tak szybko i niezauważenie jak czerwiec :( Nie wiem czy to dlatego, że mam teraz tyle na głowie czy raczej dlatego, że się już starzeję :P Jak wyglądają moje włosy obecnie widzicie powyżej. Muszę przyznać, że najlepiej nie jest ;) Fructisy nie do końca im pasują, ale o tym napiszę Wam w podsumowaniu mojego trzytygodniowego eksperymentu. Na zdjęciu po lewej widzicie moje włosy w świetle dziennym, bez słońca niestety :( po prawej z lampą. Znów planuję podcięcie, ale nie jakieś drastyczne :) Chciałabym skrócić jedynie o kilka cm i nadać im nieco łagodniejszą linię.
Jeśli chodzi o pielęgnację to w tym miesiącu było zdecydowanie lepiej :) Wróciłam do regularnego olejowania za sprawą genialnego olejku z Mythos i nawet raz zalaminowałam włosy żelatyną (ale to na początku czerwca). Jedynie nie wcierałam nic, ale jak tylko skończę z fructisem biorę się ostro do tego, bo mam plan zminimalizować moje zakola :)
Wewnętrznie przez cały czerwiec piłam tylko olej z wiesiołka i starałam się jeszcze bardziej zadbać o to co jem w ramach Akcji Miesiąc Zdrowej Diety. Niedługo podsumowanie, a ja już teraz z przerażeniem myślę o tych wszystkich ankietach :D Pewnie zajmę się nimi dopiero wtedy jak moje życie prywatne nieco się uspokoi...
W czerwcu oczywiście zafarbowałam też włosy i oczywiście użyłam do tego tej samej farby co zawsze ;) już nawet nie piszę Wam jakiej...
Jeśli chodzi o kosmetyki, których używałam to miałam trzy etapy. Najpierw był to zestaw Mythos (prawie cały czerwiec), potem zestaw Yves Rocher, ale raptem przez tydzień i ostatnie kilka dni miesiąca zestaw Fructis.
SZAMPONY:
Szampon do włosów przetłuszczających, Mythos - był używany zdecydowanie najczęściej w czerwcu. Mam go już tak długo, że wypadałoby napisać recenzję, ale ciągle nie mogę się za to zabrać. Sprawdza się naprawdę dobrze, ale jak to szampon - cudów nie robi ;)
Szampon zwiększający objetość, Yves Rocher - właściwie od razu przypadł mi do gustu. Włosy po nim są niesamowicie lekkie i rzeczywiście nabierają objętości. Oczywiście efekt jest minimalny, ale jest :)
Szampon Goodbye Damage, Fructis - niestety o nim nic dobrego napisać nie mogę :( to mój szamponowy koszmar i przypomniał mi czego dokładnie nienawidziłam w swoich włosach przed włosomaniactwem. Po tym szamponie już po kilku dniach są tak obklejone silikonami, że nie wytrzymują nawet 24 godzin!
ODŻYWKI i MASKI:
Odżywka do włosów 'Miód i Soja', Mythos - też używana najczęściej. Ma piękny, bogaty skład i sprawdza się zarówno jako odżywka jak i maska. Zdecydowanie się polubiłyśmy, ale o szczegółach napiszę w recenzji.
Odżywka nawilżająca, Isana - do laminowania żelatyną
Odżywka Goodbye Damage, Fructis - pięknie pachnie, ma świetny skład z lekkim silikonem, więc idealnie nadaje się teraz na lato. Więcej przeczytacie w podsumowaniu eksperymentu :)
Terapeutyczna maska do włosów z soją, Mythos - ma baaardzo bogaty, emolientowy skład, ale użyłam jej tylko raz, więc nic więcej o działaniu powiedzieć jeszcze nie mogę :(
OLEJE i INNE:
Mgiełka do włosów i ciała, ochrona przed słońcem Mythos - to właśnie ten genialny olejek, o którym wcześniej wspominałam. Dzięki niemu znów wróciłam do olejowania i nie mogę się doczekać końca eksperymentu tak mi go brakuje ;)
Suchy szampon Tropical, Batiste - ukochany! :D
Woda ułatwiająca rozczesywanie, Yves Rocher - kolejna miłość od pierwszego wejrzenia ;) Jeśli wszystkie produkty do włosów z YR są tak dobre jak te trzy, które do tej pory wypróbowałam to będę bardzo żałować, że tak długo omijałam tę markę!
I to już właściwie wszystko :) jak na mnie jest to naprawdę mało, zwłaszcza, że tak jak pisałam używałam tych produktów po kolei a nie wszystkich na raz :) Taki 'minimalizm' ostatnio jakoś mi służy i pewnie w tym kierunku będzie teraz zmierzać moja pielęgnacja.
A jak tam Wasze włosy? Pochwalcie się co ostatnio ciekawego przetestowałyście :))
Pozdrawiam Was serdecznie,