Cały weekend spędzę poza Krakowem, w dodatku z ograniczonym dostępem do Internetu :) Od dawna już marzyłam o takim wyjeździe za miasto by trochę odpocząć, wyciszyć się i naładować akumulatory. Świeże powietrze, dużo zieleni, szkoda tylko, że pogoda nieco się zepsuła, bo miałabym weekend idealny ;) Zanim jednak wyjdę korzystać z uroków wsi i otaczających ją lasów zostawiam dla Was włosową historię Misi o pięknych, gęstych włosach.
W końcu i ja się zmobilizowałam, aby opisać swoją włosową historię :) Nie chce przeszukiwać albumów ze zdjęciami z dzieciństwa, bo nic ciekawego tu się nie działo. Urodziłam się jako blondyneczka, a włosy stopniowo ciemniały do średniego brązu. Regularnie byłam podcinana na tzw.grzyba. :D A wszyscy zachwycali się gęstymi włosami i pucołowatymi policzkami. W zerówce Mama zaczęła mi zapuszczać włosy do I Komunii. Nie zapominając przy tym o podcinaniu końcówek. Dzięki temu miałam ładne, zdrowe włosy tuż za ramiona. I tak sobie rosły, z grzywką lub bez. W wieku lat 12 byłam dumną posiadaczką włosów do pasa, które moja Babcia uwielbiała czesać w warkocze. Mi jednak strasznie przeszkadzały, długo schły i plątały się, więc w tajemnicy przed Babcią wybrałam się do Cioci, która obcięła mi włosy do ramion. :) Reakcje Babci pamiętam do dziś. :D Włosy rosły spokojnie, myłam je raz w tygodniu głownie szamponem pokrzywowym lub z czarnej rzepy. Aż na koniec gimnazjum zachciało mi się blond pasemek i krótszej fryzurki. Włosy nadal były dość ładne.
Z czasem znudziły mi się potraktowałam je ciemną szamponetką i znów ruszyłam na obcięcie. Było tragiczne.
Aby wyglądały lepiej na imprezach nakładałam na nie brylantynę. :D Wyglądałabym jakbym nie myła włosów przez miesiąc.
Żeby nie było nudno poprosiłam Mamę, aby zrobiła mi czarne pasemka. Niestety trafiłam na felerną farbę, która na opakowaniu była piękną czernią, ale w środku truskawkową breją. :D
To co wtedy przeszły moje włosy to tragedia. Na zdjęciu są jeszcze wilgotne, chwile póżniej nałożyłam na nie szamponetkę, która tylko delikatnie przyciemniła róż. Następnego dnia ciemna farba, a i tak były różowe prześwity…
Powiedziałam wtedy:”dość malowania”. Zafundowałam sobie grzywkę i bardzo mi się podobała moja ówczesna fryzura.
Po jakimś czasie skróciłam włosy i zaczęłam je prostować.
Po maltretowaniu prostownicą przez 2 lata wyglądały coraz gorzej. Z gęstych, zdrowych włosów zrobiło się siano. Oczywiście wciąż myłam je tylko szamponem, od czasu do czasu używałam odżywki bez spłukiwania Sunsilka, a to tylko dlatego, że ładnie pachniała. :D
Do studniówki włosy trochę odrosły, ale nadal były cienkie i sianowate. Dlatego idąc na studia postanowiłam je obciąć i pomalować na czarno.
Pół roku później zafundowałam im czerwone pasma i wróciłam do prostowania.
Czerwona farba szybko się wypłukała, więc całość pomalowałam na czarno i zostawiłam sobie ot tak.
Rosły dość szybko, a ja fryzjera omijałam szerokim łukiem. Choć przód był dłuższy niż tył.
Pół roku później odkryłam bloga Anwen. I tu zaczyna się lepsze życie dla moich włosów. Zaczełam od wizyty u fryzjera, który obciął zniszczone końce i wyrównał włosy. Był to marzec 2012.
Włosy były oklapnięte, widać pozostałości farby i ogólnie stan ich był „a feee!”. Zaczęłam je olejować olejem kokosowym, który zupełnie im nie służył. Za to olejki Alterry jak najbardziej. ;) Woda brzozowa i Jantar zupełnie się u mnie nie sprawdziły powodowały swędzenie. Moje włosy uwielbiały wtedy odżywkę Nutri-gładki oraz maski Biovaxa. Z czasem kosmetyków dochodziło coraz więcej, jedne są ze mną do dziś dnia, a inne podsunęłam Mamie, która ma zupełnie inne włosy niż ja.
Tak wyglądały po pół roku, może troszkę więcej włosomaniactwa.
Z miesiąca na miesiąc było coraz lepiej.
Jednak ścięte na prosto przestały mi się podobać i zdecydowałam o ścięciu ich na półokrągło. To nie była najlepsza decyzja, ale za jakiś czas wyrównam je znów :)
Najważniejsze, że znów posiadam gęstą, zdrową czuprynę, a włosy błyszczą bez użycia farb. Kucyk ma 11 cm. Jedynym problemem jest nękający mnie od czasu do czasu po użyciu niewłaściwych kosmetyków łupież, ale tu Nizoral się sprawdza. :) Włosy aktualnie mają 60 cm w najdłuższym paśmie, dążę do 70 cm. A w związku z tym, że podcinam je co 3-4 miesiące taki wynik osiągnę za dwa lata. :D
Aktualnie używam:
Szampony - szampon aloesowy Equilibra i Green Pharmacy z nagietkiem lekarskim
Odżywki - Balsam na kwiatowym propolisie,Alterra odżywka z granatem i aloesem,Garnier Awokado i masło Karite, Balsam b/s Joanna z apteczki babuni miód i proteiny mleczne.
Maski - Kallos latte, Biovax z mlecznymi proteinami, Maska łopianowa Receptury Babuszki Agafii, Isana maska z proteinami pszenicy.
Oleje - olej lniany, olejek Babydream dla kobiet w ciąży, olejki Alterry.
Inne - mgiełka do włosów Jantar, jedwab CHI na końcówki.