Coraz więcej historii, które dostaję kończy się tak jak ta dzisiejsza, a ja coraz częściej zastanawiam się nad tym czy nie zrobić tego co nasza dzisiejsza bohaterka. Być może jak już pozbędę się rozjaśnianej części tak właśnie zrobię, na razie pozostaje mi podziwianie Was za takie piękne, choć pewnie i trudne decyzje :))
Z niecierpliwością czekałam na moment w którym WRESZCIE będę mogła wysłać swoją włosową historię. Myślę, że w końcu nadszedł! :)
Jestem posiadaczką naturalnie bardzo ciemnych, dość cienkich, ale gęstych włosów. Nigdy nie padłam ofiarą zapuszczania włosów do komunii :P mama systematycznie je podcinała.
W taki sposób do Komunii zapuściłam dosyć zdrowe, ale nadal cieniutkie włosy. W tamtym czasie prezentowały się one tak:
W 5 klasie, we wrześniu 2010r.przyszła pora na metamorfozę i cięcie na bombkę:
Szybko pożałowałam tej decyzji i bezmyślnie zaczęłam akcję pt „jak najszybciej- jak najdłuższe” . Jak łatwo się domyślić fryzjer nie był moim przyjacielem. W maju tego samego roku były już takiej długości:
Efekt zapuszczania dał o sobie znać w gimnazjum. Włosy były nie do okiełznania puszyły się, były suche, rozjaśniły się…
Przez całe gimnazjum nie uległam suszarkom, prostownicom, lokówkom, a także kuszącym kolorom farb na pólkach (nie chce myśleć w jakim stanie byłyby moje włosy w przeciwnym wypadku), jednak moja pielęgnacja była jednoelementowa – szampon. Zrozpaczona stanem siana jakie wyhodowałam postanowiłam coś zmienić i tak zaczęłam próbować wszystkiego co podeszło- żelatyna, kawa, herbata, jajko, jogurt naturalny wszystko! I dziękuje Ci Malwo z gimnazjum za to! Po roku kombinacji włosy zaczęły robić się zdrowsze. Marzec 2013 to skrócenie włosów i zapuszczanie „z głową”. Włosy podcinane raz na jakiś czas, odżywki i dalej kombinowanie.
Było warto, bo w czerwcu 2013 roku moje włosy prezentowały się następująco :
Wtedy rozpoczęło się szaleństwo trafiłam na Twojego bloga łazienka zapełniła się różnymi kosmetykami. Olejowanie, maski, wcierki i zbawienna kozieradka poradziły sobie nawet z kryzysem kiedy zaczęły wypadać garściami.
Zadowolenie z włosów przyszło w sierpniu 2014 roku co zmotywowało mnie do zwiększenia systematyczności stosowania wszystkich kosmetyków. To był brakujący element układanki. Obcinałam włosy co 2 miesiące, rosły jak na drożdżach.
Rok później sierpień 2015:
Październik 2015:
Grudzień 2015:
Styczeń 2016:
Zdjęcie ze stycznia pokazuje moje włosy bez „wspomagaczy”, są umyte tylko szamponem. Efekt bardzo mnie cieszył. Zapuściłam zdrowe długie włosy i postanowiłam to wykorzystać, dlatego kilka minut później moje włosy wyglądały już tak:
Wszystkie włosy przekazałam na fundację Rak’n’Roll a dzisiaj cieszę się krótkimi, ale zdrowymi włosami:
Moja pielęgnacja
- myje włosy codziennie
-raz na 2 miesiące podcinam końcówki
-używam wody brzozowej, nafty kosmetycznej, kozieradki
- maska Kallosa Keratin i Ziaja „intensywne wygładzanie”
-szampon prawie za każdym razem inny wciąż nie znalazłam tego idealnego
-olejowanie mniej więcej co 3 tygodnie.
- naturalny kolor.