Pod ostatnią włosową historią część osób narzekała, że za mało w niej było zmian i 'zwrotów akcji', ale moim zdaniem to nie one świadczą o jakości MWH i to na pewno nie one decydują o tym czy dana historia się na blogu pojawi czy też nie. Ta dzisiejsza dla odmiany powinna zadowolić marudzące ostatnio czytelniczki, ale domyślam się, że i tak znajdzie się ktoś, co się do czegoś przyczepi ;) Ania moim zdaniem osiągnęła na swoich włosach naprawdę niezły efekt i choć zdjęcia nie są najlepszej jakości i przez słabe oświetlenie nie ukazują ich całego piękna, to i tak chciałam Wam jej historię pokazać.
Zacznę od krótkiej charakterystyki moich włosów (w stanie „naturalnym”): fale, wysokoporowate, dość gęste i grube, brązowe z rudawozłotym połyskiem. Teraz farbuję je na czarno i nie planuję zmian. Niestety nie zawsze byłam tak konsekwentna i moje włosy dużo wycierpiały – od niezamierzonej pomarańczowej rudości, przez platynę, blond-balejaż, ciepły brąz aż po obecną czerń. Nie zawsze też chciało mi się o nie dbać, na szczęście wiele się zmieniło. Oto moja historia :)
Jako dziecko miałam długie włosy, które ścięłam po I komunii (czyli standardowo). Będąc w podstawówce, nawet nie myślałam o możliwości zastosowania jakiejkolwiek odżywki po myciu, więc cały kąpielowy rytuał kończył się na szamponie, suszeniu suszarką i rozczesywaniu.