Długa i pouczająca historia Marty, ale z bardzo szczęśliwym zakończeniem :) Jej włosy przeszły sporo: wielokrotne farbowania, rozjaśnianie, namiętne prostowanie i cieniowanie (które w przypadku prostych włosów Marty zupełnie się nie sprawdza), ale na ostatnich zdjęciach naprawdę zachwycają! Zobaczcie same :)
Historia moich włosów jest dość długa i kręta. Moje biedne kłaczki dużo przeszły zanim zmądrzałam i zdałam sobie sprawę, że najważniejsze jest, aby były zdrowe i piękne.
Moje włosy zawsze były „proste jak druty” i dość gęste. Jak większość dziewczynek, zapuszczałam włosy do Komunii, miały one wtedy długość mniej więcej do połowy pleców. Oczywiście po Komunii postanowiłam je obciąć krócej. Pod koniec podstawówki miałam już dość krótkie i wycieniowane włosy (jak na zdjęciach). Wszyscy zaczęli się dziwić, że moje naprawdę proste włosy nagle zaczęły się wywijać. (teraz już wiem, że to wina cieniowania, a potem przesuszenia wywołanego prostownicą).
Bardzo ciężko było mi odnaleźć jakiekolwiek zdjęcie z naturalnym kolorem włosów. Jednak udało się, wyglądały mniej więcej tak:
(Do roku 2004):
Włosy zaczęłam farbować już bardzo wcześnie, miałam około 14 lat, kiedy nakładałam pierwsze szamponetki.
Będąc w gimnazjum postanowiłam zrobić modne wtedy pasemka blond. Pierwsze pasemka wyglądały mniej więcej tak (włosy nie były w złym stanie jednak końce były przesuszone):
(2004-2006):
Moja jedyna pielęgnacja wtedy to szampon i odżywka Dove, Pantene, a to do farbowanych, a to do zniszczonych, jedwab na końce(i to jeszcze z Biosilka!) i w zasadzie tyle. Silikonowa odżywka i silikonowy szampon były na porządku dziennym...
Przez ponad 2 lata nosiłam balejaże i pasemka robione u fryzjera - głównie odrosty, z czasem dokładałam coraz więcej ciemnych pasemek, jednak końce strasznie się wykruszały i byłam zmuszona coraz krócej je strzyc i cieniować, było ich coraz mniej, coraz częściej je spinałam, a także zaczęłam je prostować:
Ostatni zrobiony u fryzjera balejaż, miałam już przewagę ciemnych włosów:
Nie miałam do końca zamiaru całkowitego przyciemnienia włosów, ale pewnego dnia dostałam od sąsiadki farbę Palette Ciemny Brąz. Byłam już wtedy w liceum i doszłam do wniosku, że mogę zaszaleć, nałożyłam ciemny brąz i…
(2006-2011):
Na pewno nie zdziwił nikogo fakt, że włosy wyszły praktycznie czarne :D Ale też nie pamiętam, żebym kiedykolwiek później miała tak gładkie i błyszczące włosy jak po pierwszym farbowaniu tą farbą (no, może teraz już tak :D).
Spuszone i wywijające się końce traktowałam wciąż namiętnie prostownicą…
W pewnym momencie nie wyobrażałam już sobie życia bez prostownicy, prostowałam je zawsze, każdego dnia, czasem po 2 razy! Farbowałam włosy na brązy i czernie przez kolejne kilka lat, przez całe liceum i pierwsze 2 lata studiów. Czasem, kiedy kolor mi się znudził, nakładałam jakąś czerwień, która oczywiście łapała głównie odrosty…
Po kilku latach codziennego prostowania włosów ich stan strasznie się pogorszył, były coraz bardziej matowe, więc coraz częściej je farbowałam, żeby uzyskać jaki kolwiek blask… w rezultacie niewyprostowane wyglądały tak (był to mniej więcej 2009 rok)…
Wtedy postanowiłam sobie, że ograniczę prostowanie włosów do minimum, będę je rzadziej farbować i może trochę je odratuję. Pielęgnacja moich włosów nie zmieniła się jakoś drastycznie – silikonowe szampony i odżywki czy maseczki pozostawiane na kilka czy kilkanaście minut, jedwab na końce, czasem jakiś miód…
Nie udało mi się jedynie odstawić farbowania (farbowałam je co 1-2 miesiące, czasem zdarzyło się 2 razy w miesiącu…)
Do października 2011 roku moje włosy wyglądały tak:
Z pozoru błyszczące, dość długie, ale wciąż mocno wycieniowane i przerzedzone, a także obciążone i przyklapnięte... W międzyczasie zaczęły się pojawiać też poważne problemy ze skórą głowy, strupki, czerwone plamy, krwawiące ranki… wypadające garściami włosy…
I na domiar złego, po wieloletnim farbowaniu na ciemniejsze kolory zachciało mi się znów jasnych włosów, kupiłam rozjaśniacz, nałożyłam na farbowane dziesiątki razy na ciemno włosy i oczywiście wyszło mi kilka kolorów: to odrosty na żółto, to końce na pomarańczowo…
(Końcówka 2011 / początek 2012):
Zaczęłam kombinować, nakładać farby, ponownie rozjaśniacz i stan moich włosów był opłakany, a blond i tak dalej nie taki, jak chciałam…
Nie mogłam uzyskać blondu na jakim mi zależało, a nie chciałam wracać do ciemnych włosów więc zaczęłam nakładać rudości…
Rozpoczął się okres - w poszukiwaniu idealnej rudości. Była to końcówka 2011 roku, początek 2012. Zaczęłam coraz więcej czytać i dociekać, nie tylko w odniesieniu do koloru, ale także strasznego stanu mojej skóry głowy i włosów.
Wtedy od tematu do tematu i tak trafiłam na temat włosomaniaczek na wizaz.pl! A stamtąd na blogi…
Rude włosy były bardzo ciężkie w utrzymaniu, zrezygnowałam z nich po ok. 2 miesiącach, zaczęłam powoli wracać do ciemnych włosów (tu też wiele przygód z kolorami, ale ten post musiałby mieć jeszcze dodatkowo kilka stron, żebym to opisała i pokazała zdjęcia…), najpierw jeszcze przy pomocy chemicznych farb, potem już tylko farba ziołowa Khadi.
Po rozpoczęciu odpowiedniej pielęgnacji (o której za chwilę) moje włosy zaczęły się zmieniać, a skóra głowy przestała się powoli buntować:
Kwiecień 2012
Maj 2012
Czerwiec 2012 (znów je wycieniowałam, popełniłam błąd bo dużo lepiej się układają bez tego :( ):
Pazdziernik 2012 - widać na końcach efekt cieniowania i fakt, jak moje włosy go nie znoszą…
Początek listopada i włosowy kryzys, wykruszone końce, przyspieszony i jak widać nierówny przyrost – efekt między innymi cieniowania:
Koncowka grudnia 2012 – cieniowanie już trochę wyrównane:
Obecnie – marzec 2013 – cieniowanie wyrównane całkowicie, po farbowaniu Color&Soin 4N:
Co przede wszystkim zmieniło się w mojej pielęgnacji?
- Silikonowe szampony zastąpiłam ziołowymi bez silikonów, a następnie łagodnym wyjadłem – u mnie to akurat Babydream Wasch- Und Dushcreme z aloesem, myję dwukrotnie (jedyny, który nie powoduje przetłuszczania) i ok. raz na 2 tyg. oczyszczam je mocniejszym detergentem, np. Eva Natura z czarną rzepą, J&J relaxing z lawendą, Barwą, i tym co się nawinie akurat.
- Wybieram odżywki i maseczki do spłukiwania bez silikonów lub z silikonami, które są łatwo usuwalne czy odparowujące z włosów (dzięki temu moje włosy rzadziej są obciążone). Moje włosy na większość reagują dobrze, ale lubię np. Scandic Banana. Na pewno nie sprawdziła się Alterra – obciążała, Gloria – sama za słaba, do półproduktów ok. Rzadko używam takich bez spłukiwania, ale jeśli już to stawiam na Naturię – Bawełna i Mak.
- Obserwuję moje włosy i po ponad roku ich pielęgnacji wiem już, że wolą emolienty, umiarkowanie humektanty i najmniej proteiny, więc robię sobie mgiełki z półproduktów zgodnie z ich obecnym zapotrzebowaniem, pod olej przeważnie lub na noc psikam włosy, np. mgiełka z aloesem zatężonym, d-pantenolem, kreatyną, jedwabiem, itd.
- Zabezpieczam końce silikonowym serum – obecnie Chi.
- W skórę głowy wcieram przeważnie jakieś zioła i proste, samo robione wcierki (np. korzeń łopianu z olejkiem rozmarynowym), bo te z wielu ziół lubią mnie uczulać i potem nie wiem, które mnie uczuliło :D i oczywiście glutek z siemienia, koi trochę podrażnienia.
- Olejowanie! Moje włosy uwielbiają oleje, używam ich minimum raz w tygodniu, przeważnie dwa razy. Testuję bardzo różne, używam ich na zmianę, bo jak nałożę ten sam kilka razy pod rząd to się kłaczkom nie podoba, moje ulubione to na pewno sezamowy, Vatika i Sesa – choć czasem robią mi po nich bunt, w końcu są na kokosie, ze słodkich migdałów
- Przez ok. rok farbowałam je ziołami Khadi – Ciemny Brąz i Czerń raz w miesiącu, bardzo mi pomogła w doprowadzeniu włosów do lepszego stanu, a teraz powoli zdradzam ją z Color&Soin :D
- Suszę włosy zawsze „z włosem” z góry, ale suszę je po każdym myciu, bo jak wyschną mi same to są przyklapnięte i jakieś dziwne :(
- Nie prostuję, śpię w luźnym warkoczu, czeszę je TT i czasem szczotką z włosia dzika, podcinam 2-3 razy w roku, przeważnie u fryzjera, od wewnątrz wspomagam się tranem, skrzypokrzywą, witaminami. Czasem kombinuję z różnymi płukankami z ziół, maskami z miodu i ogólnie robię różne kombinacje :D Prowadzę włosowy dziennik, gdzie wszystko co nakładam zapisuję, zapisuję efekty i wiem, co bardziej służyło, a co mniej.
Chciałabym, żeby moja historia była przestrogą dla dziewczyn, które jak ja kiedyś uwielbiają kombinować z kolorami i farbowaniem, a także namiętnie prostują i tak proste włosy. Naprawdę warto zaakceptować swoje włosy, wydobyć i podkreślać ich naturalne piękno, znaleźć złoty środek.
Dzięki za uwagę poświęconą moim wypocinom i powodzenia w pielęgnacji naszych ukochanych, pięknych piórek!
Marta